niedziela, 29 września 2013

NEW

Hejo kochani! Tak więc Kinga powraca z nowym opowiadaniem :D Wiem, że długo czekaliście, ale tak jakoś wyszło :P Więc jak na razie podaję wam link do zwiastunu :D Bardzo proszę o waszą opinię na ten temat :P Pozdrawiam was gorąco xx Buziaczki ;*

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

EPILOG

NASTĘPNEGO DNIA
Jak to miałem z normą, rano pojechałem do Jane. Jeszcze wczoraj się umówiłem, że z po południu pojadę z Lou do Urzędu Stanu Cywilnego, żeby zobaczyć czy są jakieś wolne daty w najbliższym czasie, abyśmy mogli się pobrać.
Zapukałem lekko w uchylone drzwi.
- Cześć kwiatuszku – z uśmiechem wszedłem do pomieszczenia. Jane leżała podpięta do różnych aparatur. Była blada jak ściana i ewidentnie słaba.
- Cześć kocie – wymusiła na swych wargach uśmiech
- Co to jest? – zapytałem zaniepokojony wskazując na aparaturę
- A takie tam. Mówili, że to musi być – odparła z lekką chrypką
- Ale jak to musi być? Po co? – zapytałem, ale wiedziałem już jakiej się odpowiedzi spodziewać
- No, coś tam z sercem mam – odparła spokojnie. Zaczęła się przesuwać na drugi koniec łóżka. Ręką poklepała miejsce wolne zachęcając mnie, żebym położył się koło niej. Zrobiłem co chciała. Delikatnie się położyłem koło niej. Dziewczyna położyła zabandażowaną głowę na moim torsie, a swoją dłoń wplotła w moją.
- Harry… - zaczęła mówić
- Tak? – zapytałem masując jej dłoń
- Chciałabym, żebyś coś dla mnie zrobił.
- Dla ciebie wszystko – odparłem
- Chcę, żebyś sobie kogoś znalazł jak mnie już nie będzie… - zaczęła
- Nie… Dlaczego to robisz już drugi raz? Dlaczego się ze mną żegnasz? Wszystko będzie dobrze, za niedługo będziemy rodzicami, weźmiemy ślub i nasze życie będzie idealne – broniłem się. Nie chciałem, żeby ona coś takiego mówiła
- Wiesz, już rozumiem to, że ktoś czuję potrzebę pożegnania się… Harry sam widzisz, że nie jest za dobrze ze mną, więc proszę cie wysłuchaj co mam ci do powiedzenia. Jak już ci mówiłam, chcę, żebyś ułożył sobie życie na nowo jak mnie nie będzie. Nie chcę, żebyś był w żałobie. Wiem, że będziesz szczęśliwy. Znajdziesz sobie kogoś, ożenisz się i założysz rodzinę. Nie ważne czy to za rok, dwa czy za 10 lat. Ale też nie zapomnij o mnie. Wspomnij kiedyś o tej nieszczęsnej Jane, która bezgranicznie cię kochała. Obiecaj mi to – skończyła mówić i lekko odchyliła głowę, aby spojrzeć na mnie. Miałem łzy w oczach. Dziewczyna dokładnie lustrowała każdy kawałek mojej twarzy, ze skupieniem.
- Obiecuję ci.– powiedziałem i delikatnie ją pocałowałem - Zawsze będziesz w moim sercu.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Objąłem ją i razem tak leżeliśmy. Nie liczyłem czasu, po prostu chciałem być z nią jak najdłużej. Objąć ją i nigdy jej nie puszczać.
Nie wiem ile już tak leżeliśmy. Poczułem jak uścisk Jane zaczyna się rozluźniać. Aparatura koło niej zaczęła szybciej piszczeć.
- Jane – powiedziałem lekko potrząsając jej dłoń. Bez reakcji – Jane – powtórzyłem.
Do moich oczy zaczęły napływać łzy. Delikatnie wziąłem jej głowę i zsunąłem z mojego torsu na poduszkę. Wstałem. Dziewczyna miała zamknięte oczy.
- Jane, kotku obudź się – powiedziałem łamiący się głosem delikatnie potrząsając jej dłoń. Aparatura zaczęła wyć na całego. Do pomieszczenia wparowali lekarze i pielęgniarki. Odsunęli mnie od łóżka ukochanej.
- Róbcie coś ona musi żyć! – wykrzyczałem przez łzy – Jane! Obudź się! Nie zostawiaj mnie!
Płakałem. Nie wiedziałem co się dzieję. Chciałem, żeby to był sen. Żebym się obudził cały spocony, ale żeby koło mnie leżała Jane. Żeby się przebudziła, pocałowała mnie i zapewniła, że to tylko koszmar…
Poczułem jak ktoś chwyta mnie za rękę i wyprowadza z pomieszczenia. Był to Louis. Nie wiem skąd on się tutaj wziął, ale byłem mu wdzięczny, że jest. Mocno się wtuliłem w niego i zacząłem płakać.
- Louis… - wyszeptałem - Straciłem ich. Ich oboje! – płakałem jeszcze więcej .
Przyjaciel mocno mnie przytulał. Właśnie tego teraz mi trzeba. Po stracie najważniejszej osoby, potrzebowałem się w kogoś wtulić. Wypłakać. Przez moją głowę przedzierały mi się obrazy z moją kochaną blondyneczką w roli głównej. Kiedy uśmiechała się do mnie radośnie, a następnie całowała delikatnie. Gdy kręciłem się z nią w ramionach, a ona śmiała się głośno i piszczała razem ze mną. Łaskotki, które były na nią skuteczną bronią. Chwila gdy pierwszy raz spojrzałem w jej piękne oczy. Moment gdy zgodziła się zostać moją żoną. Nasz pierwszy raz i pocałunek. Jej uśmiech, który był zarezerwowany wyłącznie dla mnie. Chwila gdy pierwszy raz powiedziała „Kocham Cię”. Wszystkie magiczne chwile. Najpiękniejsze chwile w życiu. Z nią przy mym boku. Moją kochaną Jane. Nie umiałem się pozbierać, nie po jej… nie stop, po ICH śmierci. Jej i mojego kochanego dziecka, nawet nie znałem płci…
Dzień pogrzebu nadszedł zadziwiająco szybko, zbyt szybko. Łzy leciały po moim policzku, nawet nie starałem się ich powstrzymywać. Nic by to nie dało… Cmentarz pustoszał coraz bardziej, w końcu zostałem sam. Już nie musiałem kryć swojej słabości. Padłem na kolana przed pomnikiem, objąłem go rękoma , a łzy bezlitośnie spływały. Dałem upust emocjom… ten ostatni raz. Wstałem z klęczek i otarłem rękawem marynarki łzy. Delikatnie dotknąłem opuszkami palców pomnika. Obiecałem coś i obietnicy dotrzymam. Dla Ciebie. Dla mojej Jane.
***
Szedłem po zielonym trawniku, w kierunku jednego, konkretnego miejsca. Pomnika, jednej konkretnej osoby. Stałem tam i patrzyłem, po tylu latach, w końcu postanowiłem odwiedzić jej grób. Tak jak ostatnim razem dotknąłem opuszkami palców marmuru. Przyjrzałem się napisowi.
Jane i Darcy/Tom
Nowak - Styles
Zm. 5 listopad 2013 r.
„Wierzę, że zawsze będziecie przymnie. Kocham Was.”
Uśmiechnąłem się lekko i przykucnąłem przed nagrobkiem.
- Witaj Kochanie. W końcu raczyłem przyjść po siedmiu latach, co? – zaśmiałem się delikatnie. – Przepraszam, że tyle to trwało, ale wiedziałem, że jeśli będę tu przychodził, to trudniej będzie mi dotrzymać danej Ci obietnicy. Tak, dotrzymałem jej, chodź naprawdę ciężko mi było… Zrobiłem to. Dla Ciebie. Wiesz mam żonę, jesteśmy małżeństwem od trzech lat! Mamy córeczkę, ma dwa latka, jest taka malutka i podobna do Nathalii, tak właśnie nazywa się moja żona! Nie mieliśmy kłopotów z imieniem, Nathi zgodziła się bez wahania. Jane, tak ją nazwaliśmy. Malutka Jane. Po Tobie wiesz? Dotrzymałem obietnicy. Będę Cię kochać do końca. Zawsze będziesz moją pierwszą i największą miłością. Zawsze będziesz, kochanie.
Wstałem i położyłem pod nagrobkiem kwiat. Różę. Kwiat, który tak kochała. Pocałowałem delikatnie nagrobek i odwróciłem się w stronę drogi powrotnej gdy ujrzałem coś dziwnego. W cieniu ogromnego dęba stałą osoba. Tak podobna… Jane. Patrzyła na mnie z uśmiechem. Spojrzałem zjawie w oczy, wyrażały dumę i szczęście. Nagle jej usta zaczęły się ruszać. Czytałem z ruchu jej warg. „Dziękuję”. Zniknęła. Rozglądałem się. Nie było jej. Ale wiedziałem, że to nie koniec. To był początek, nowy początek z Nathalii i malutką Jane.

********************************************
Takk to już koniec... Przywiązałam sie do tego bloga, bo prowadzę go rok! Więc... cholera nie wiem co tu napisać. Jest mi cholernie szkoda, bo na serio kocham tego bloga i was! Wiem, że nieraz robiłam błędy ortograficzne, literówki, i że niektóre sceny wychodziły sztucznie, ponieważ nie umiałam sie w nich znaleźć, a wy mimowolnie czytaliście to i wiernie czekaliście na kolejne rozdziały;D Chciałam podziękować mojej ukochanej Angi za pomoc! Nieraz mi pomagała gdy np. miałam szlaban. Pomogła mi też w napisaniu tego epilogu, ponieważ ja sie rozryczałam i to wszystko wyglądało by jak by wyglądało bez niej;D Kończę to, ponieważ trochę za dużo jest już tych rozdziałów. Potem było by to jeszcze bardziej smętne. Cholera ryczę... Czuję jak bym zabijała jakąś cząstkę siebie, ponieważ Jane miała parę moich cech.
Nie wiem czy jeszcze będę pisała jakieś opowiadanie, czy wpadnie mi jakiś w miarę sensowny pomysł do głowy. Na pewno zrobię sobie trochę przerwę. Jeśli będzie nowe opowiadanie to Was poinformuję;D Tak szykowałam tą "przemowę" a mało co napisałam... No cóż jeszcze raz BARDZO Wam dziękuję za wszystko;)
PS: jeśli chcecie możecie do mnie pisać dalej na GG lub na Twitterze;)
Kocham Was!!!!!!!

sobota, 6 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 63

NASTĘPNEGO DNIA
OCZAMI ZAYNA
- Zayn! Wstawaj! Malik! Ruszaj tą dupe! Wstawaj!! – Usłyszałem wrzaski
- Pali się czy co… - podniosłem jedną powiekę i zobaczyłem Nialla stojącego nade mną
- Musisz mi pomóc! – ściągnął ze mnie kołdrę
- Niall masz 2 minuty, żeby uciec, albo 5, bo masz jeszcze szynę na nodze – odparłem zamykając oko i kładąc głowę z powrotem na poduszkę. Usłyszałem kuśtykanie blondyna. Na mojej twarzy wylądowało coś mokrego i lodowatego.
- Ja pierdole!! – rozdarłem się na całego podnosząc się do pozycji siedzącej – Pojebało cie?!
- Musisz mi pomóc. Mam nogę w gipsie – powiedział spokojnie
- To musisz mnie od razu lać lodowatą wodą? – podniosłem jedna brew
- Nawet ci kołdrę ściągnąłem, jak bym cie nie oblał to byś nie wstał.
- No dobrze, w czym mam ci pomóc? – zapytałem
- Podaj mi papier toaletowy z tej szafki w łazience ona jest tak wysoko – zaczął kuśtykać z kulą do wyjścia
- I tylko to? – zapytałem z niedowierzaniem
- No musze z potrzebą – krzyknął z korytarza – Więc może byś się trochę pośpieszył!
- Idę, idę – leniwie wstałem i poszedłem w ślady blondasa – Tak normalnie to bym cie zabił za taką błahostkę, ale stęskniłem się za tobą – przytuliłem go
- Już wam więcej nie zrobię takiego kawału, obiecuję – położył prawą ręke na sercu
- Trzymaj tą kulę, bo zaraz będziesz na ziemi leżał
- Oj tam, raczej siedział na kiblu - uśmiechnął sie
- No masz ten papier, bo zaraz się w gacie zesrasz – zaśmiałem się
- To ty byś je prał! – zawołał za mną
- Tsa, ja bym prał… - zaśmiałem się.
Poszedłem do swojego pokoju. Stwierdziłem, że na pewno już nie zasnę, więc postanowiłem zrobić jakieś śniadanie. Ubrałem jakieś dresy, jakąś koszulkę i zszedłem do kuchni.
OCZAMI HARREGO
Rano od razu pojechałem do Jane. Nie chciałem, żeby sama siedziała w tym szpitalu. Po drodze zahaczyłem o warzywniak, żeby jej jakieś owoce kupić. Teraz musi się zdrowo odżywiać. Wybrałem parę owoców które lubi i prosto skierowałem się do szpitala.
Wszedłem do budynku i od razu skierowałem się do sali, w której ona leżała. Lekko zapukałem o framugę drzwi mówiąc:
- Puk, puk. Można? – uśmiechałem się
- Hej kotku – na mój widok szeroko się uśmiechnęła, ale coś z nią było nie tak. Wyglądała inaczej niż wczoraj, gorzej.
- Jak się czujesz? – zapytałem podchodząc do niej i całując ją w czoło
- Nawet – blado się uśmiechnęła
- Tu masz owoce, ja zaraz wracam tylko lekarza zapytam, dobrze? – spojrzałem na nią
- No jasne – uśmiechnęła się.
Wyszedłem w pomieszczenia i skierowałem się do pokoju lekarzy.
- Dzień dobry panie doktorze – przywitałem się
- O dzień dobry Harry. –odparł
- Co się dzieję z Jane? Jakaś blada jest i słabo wygląda – powiedziałem zmartwiony
- Posłuchaj, jej serce jest trochę słabe. Ma jak na razie za duże obciążenie. Najpierw leki, potem operacja i dziecko. Ale dajemy leki wspomagające i wszystko za niedługo powinno wrócić do normy.
- Powinno? – zapytałem
- Tak, a jeśli dalej tak będzie, to będziemy musieli ją podpiąć do specjalnych urządzeń – odparł
- Dobrze – powiedziałem cicho i odszedłem. Wróciłem do Jane. Usiadłem przy niej i przyglądałem się jak zajada jabłko.
- I co ci lekarz powiedział? – zapytała z pełną buzią
- To chwilowe osłabienie, ale za nie długo wszystko wróci do normy – uśmiechnąłem się. Bałem się o nią. Bałem się, że o jednak coś poważniejszego będzie.
- Harry powoli trzeba zajmować się ślubem. Wiem, że to nie będzie ogromne i huczne wesele na 500 osób, ale jakiś obiad czy coś musi być – powiedziała
- No tak. A co z suknią ślubną dla ciebie? – zapytałem
- Nic, obojętna jaka będzie to będzie, ważne, że ty tam będziesz – promiennie się do mnie uśmiechnęła
- To obiadem ja się zajmę, dobrze?
- Jak chcesz, ale ja to muszę nadzorować – pogroziła mi palcem – O mój Boże! Harry musimy powiadomić twoją rodzinę!
- Spokojnie, jeszcze jest trochę czasu – uspokoiłem ją
- Ile? Miesiąc, dwa? To mało czasu…
- Dużo, dużo – zaśmiałem się.
Nagle usłyszałem pukanie za sobą. Odwróciłem w tamtą stronę głowę i zobaczyłem Kristen.
- Dzień dobry – powiedziała niepewnie
- Co ty tutaj robisz? – zapytała już zdenerwowana niebieskooka
- Zobaczyłam w telewizji, że jesteś w szpitalu… - odparła
- I co cie to obchodzi? Co? Znowu przyszłaś po moją kase?! – oburzyła się Jane
- Nie denerwuj się kochanie, pamiętasz? Nie możesz się denerwować – szepnąłem jej na ucho, aby ją uspokoić
- Pamiętam – odparła już troszkę spokojniejsza
- Ja z nią porozmawiam – wstałem i podszedłem do kobiety – Możemy porozmawiać na korytarzu?
- Oczywiście – zgodziła się.
- Jane nie może się teraz denerwować, więc wolałbym, żeby pani tutaj nie przychodziła – powiedziałem prosto z mostu
- Ale ja nie chcę jej denerwować. Wiem, że ją zraniłam, i że ona teraz nie chce mnie widzieć na oczy, ale ja jestem jej matką. Urodziłam ją i chciałabym wiedzieć co się w jej życiu dzieje.
- To gdzie pani była przez te wszystkie lata kiedy była jej pani najbardziej potrzebna? Teraz t ona sobie świetnie daję radę bez pani – powiedziałem
- Harry nie rób mi tego nie zabieraj mi mojej jedynej córki – miała łzy w oczach
- Przykro mi, ale to sama pani się przyczyniła do tego, że ona nie chce pani nazywać swoją matką.
- Ale ja wtedy nie byłam gotowa! Byłam za młoda na dziecko! Ona wysysała ze mnie życie! Moją młodość!
- To lepiej zabierz tą swoją młodość i już tu nie przychodź. Jane nie chce cię już widzieć. Dla niej już nie istniejesz. Żegnam. – powiedziałem i wyminąłem kobietę
- Jak możesz? Jeśli moja córka będzie przez ciebie cierpieć, to… - nie pozwoliłem jej dokończyć
- Jak na razie to więcej cierpiała przez ciebie – powiedziałem i wróciłem do Jane.
- Poszła sobie? – zapytała
- Tak. Już więcej tutaj nie przyjdzie – pocałowałem jej dłoń
- Po co ona tutaj przyszła?
- Nie ważne. Nie denerwuj się już.
************************
A oto rozdział 63;) OMG już 63! Te cyferki to lecą i lecą haha;) Mam nadzieję, że wam sie podoba;D No i to chyba tyle;D Pozdrawiam;P
TT: https://twitter.com/kinga_fuck_it

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 62 CZ.2

Szczotką do kibla – poruszył brwiami Lou
- Fuck zabierzcie go ode mnie! – loczek wstał i zaczął uciekać do mojej łazienki
- Ej weźcie się ogarnijcie, pośród nas jest fanka – powiedziałem spoglądając na brunetkę, która się śmiała
- Znalazł się kulturalny – prychnął Malik
2 GODZINY PÓŹNIEJ
OCZAMI ZAYNA
- No to widzimy się później? – zapytałem pozostałych
- U Jane? – zapytał Liam
- No to jak będziecie jechać to dajcie znać. Idę teraz do Lilly – powiedziałem i ruszyłem w stronę domu mojej dziewczyny. Kiedy byłem już niedaleko wyjąłem telefon i do niej zadzwoniłem.
- No kochanie ja już jestem koło twojego domu, wychodzisz? – zapytałem
- Zayn wejdź do środka, bo ja teraz jestem pod prysznicem.
- Poczekam na zewnątrz – odparłem
- No wejdź. Nie musisz się bać mojej mamy!
- Ale wiesz jakie mam z nią układy… - burknąłem
-Wiem! Ale jest też tata on cie lubi no chodź i nie marudź – powiedziała rozłączając się
- Ta nie marudź – powiedziałem sam do siebie.
Wszedłem przez furtkę i stanąłem przed drzwiami. Nacisnąłem na dzwonek i czekałem, aż ktoś mi otworzy. W końcu drzwi się uchyliły i zobaczyłem tatę Lil.
- Dzień dobry panu – przywitałem się
- O Zayn. Dzień dobry, dzień dobry. Wejdź nie stój tak w progu – wpuścił mnie do środka – Lilly się jeszcze kąpie.
- Tak wiem, mówiła mi – uśmiechnąłem się
- Może się czegoś napijesz? – zaproponował
- Nie dziękuję.
- A gdzie się dzisiaj wybieracie z Lilly? – zapytała mama mojej dziewczyny. Jakoś nie darzyłem ją sympatią, jak i ona mnie. Uważała, że jak jestem „sławny” to mogę tylko się pobawić Lil i ją rzucić.
- Do Jane odwiedzimy ja w szpitalu– odparłem grzecznie.
Atmosfera była mega dziwna. Stałem tylko i się modliłem, żeby Lil jak najszybciej zeszła po tych schodach mówiąc. –„Już jestem gotowa, możemy iść”.
Stałem tak w salonie i oglądałem zdjęcia powieszone na ścianie. Były ciekawe. Z dzieciństwa Lilly. No dobra zawsze je oglądam kiedy na nią czekam.
Nagle usłyszałem kroki na schodach. Po chwili moim oczom ukazała się ona. Moja piękność, którą bóstwiłem.
- Długo czekałeś? – zapytała podchodząc do mnie
- Nie, tylko chwileczkę – posłałem jej promienny uśmiech
- No to my już idziemy, nie wiem kiedy wrócę. Pa!
- Do widzenia państwu – grzecznie się pożegnałem i wyszliśmy razem na zewnątrz. Gdy tylko zniknęliśmy za rogiem ulicy przyciągnąłem rudowłosą do siebie i ją namiętnie pocałowałem.
- Stęskniłem się za tobą – powiedziałem
- Ja za tobą bardziej – zaśmiała się
- I jak ci poszedł casting? – zapytałem
- Średnio. Nie wiem czy się dostanę, było tam wiele doświadczonych modelek nie to co ja.
- Dla mnie i tak jesteś najlepsza – pocałowałem ją – To gdzie idziemy? Do Jane?
- No jasne, gdzie masz samochód? – zaczęła się rozglądać
- Nie chciało mi się jechać i chłopaki mnie podrzucili, może zadzwonię po taksówkę? – zaproponowałem
- Mi tam obojętne – posłała mi piękny uśmiech.
Zamówiłem taksówkę i razem z rudowłosą czekaliśmy, aż pojazd przyjedzie. W między czasie postanowiłem wypalić sobie papierosa. Sięgnąłem do kieszeni spodni i wyciągnąłem paczkę moich ulubionych szlugów. Wyciągnąłem też zapalniczkę i odpaliłem jednego papierosa. Zaciągnąłem się i wypuściłem dym z płuc.
- Zayn! Obiecałeś, że rzucisz! – zwróciła mi uwagę Lil
- Kochanie wiesz jakie to trudne, to jest nałóg – odparłem
- W dupie mam ten nałóg! Masz nie palić i koniec! – wręcz wyrwała mi papierosa z ust rzuciła na ziemie i wściekła podeptała.
– Zmarnowałaś całego papierosa! To marnotrawstwo! – oburzyłem się
- Paczka – powiedziała groźnie wyciągając dłoń
- Nie dam ci jej – broniłem się. Dziewczyna spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem.
- Liczę do trzech. Raz, dwa… - oddałem jej paczkę. Nie chciałem ryzykować jej furii.
- I jeszcze raz cie zobaczę z papierosem, a będzie z tobą źle – pogroziła mi palcem wyrzucając paczkę do kosza.
- A co mi zrobisz, zgwałcisz? – poruszyłem brwiami
- To będzie jedna z łagodniejszych kar – odparła
- Ooo już się boję – zaśmiałem się. W tym czasie podjechała taksówka. Wsiedliśmy i pojechaliśmy pod szpital, w którym była Jane. Zapłaciłem za taksówkę i razem z dziewczyna weszliśmy do środka budynku.
OCZAMI LOUISA
Wróciłem od Nialla i położyłem się na kanapie. Ostatnie dni były bardzo wykańczające. Zamknąłem oczy i tak sobie leżałem , kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Leniwie podniosłem się i poszełem je otworzyć. Przed nimi stała Eleanor.
- Hej marcheweczko – przywitała się i mnie pocałowała
- Hej – posłałem jej uśmiech i wpuściłem do środka.
- Lou ja cię chciałam przeprosić. Wiem, że przez ostatni czas byłam nie do zniesienia, ale ta cała sytuacja… Ja się po prostu o niego martwiłam – powiedziała
- Stęskniłem się za tobą. To oczywiste, że to była przygnębiająca sytuacja dla wszystkich i każdy odbierał to inaczej. – przytuliłem ją.
OCZAMI JANE
Byłam w szpitalu i czytałam książkę, kiedy do pomieszczenia wszedł Harry. Na jego widok od razu na moich ustach pojawił się uśmiech.
- Cześć kochanie – przywitał się. Prawą rękę miał schowaną za plecami.
- Cześć kocie, coś ci się stało w rękę? Rozciąłeś sobie czy coś? – zapytałam zmartwiona
- Nie, nic mi się nie stało, po prostu pomyślałem, że przyniosę ci taki kwiatuszek – wyciągnął zza pleców piękną czerwoną róże – To dla ciebie.
- Dziękuję ci jest przepiękna – pocałowałam go – A z jakiej to okazji? – zapytałam
- Bez okazji, po prostu chciałem dać mały podarunek mojej ukochanej. – uśmiechnął się do mnie
- Piękna ta róża – powąchałam roślinę
- Ale nie tak piękna jak ty. Daj wstawię ją do wody – powiedział zabierając kwiatek. Wziął szklankę, która stała koło łóżka i nalał do niej wody, a następnie wsadził do niej róże.
- Harry, a co jak ono jednak będzie chore? Jak te leki jednak zrobiły swoje i… - przerwałam chowając twarz w dłoniach
- Ej mała damy rade – dziwnie to z jego ust zabrzmiało. Chciał być przekonujący, ale wyszła mieszanka niepewności i strachu.
Siedziałam tak jeszcze chwilę i doszłam do wniosku, że nie mogę się załamywać. Dla tego dziecka będę silna. Pokaże, mu, że nie można się w życiu tak poddawać.
- Harry chyba musimy pomyśleć o imionach – otarłam pojedynczą łzę, która mi spłynęła po policzku.
- To oczywiste, że dziewczynka będzie Darcy – powiedział
- Darcy? Nie podoba mi się… - zaczęłam marudzić.
- Moja córka będzie miała na imię Darcy – strzelił focha
- Ale mi się to imię nie podoba! – oburzyłam się
- To będzie córeczka tatusia, więc będzie miała na imię Darcy.
- A jak będzie syn? – zapytałam
- To będzie… to będzie… to będzie Louis! – zawołał radośnie
- Louis Styles? Nie pasuje – stwierdziłam
- Oj nic ci nie pasuję, to słucham twojej propozycji – skrzyżował ręce na piersi
- Więc to będzie Tom Styles – powiedziałam
- Tom? Dlaczego Tom?
- Bo to będzie synek mamusi – wystawiłam mu język.
- Synek mamusi, synek mamusi – zaczął mnie przedrzeźniać
- Dziecko z przedszkola się urwało!
- Ja jestem z przedszkola?! – oburzył się
- Tak ty! – wykrzyczałam i uderzyłam go poduszką. Hazza przechylił się do tyłu i spadł z krzesła. Zaczęłam się śmiać na całego.
- Trzeba było ze mną nie zadzierać! – zaśmiałam się. Lokowaty spojrzał na mnie spod byka.
- A co ze ślubem? – zapytał
- Dziecko nie może być nieślubne – przyznałam.
- Cichy ślub w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół? – zapytał.
- Tak. – zgodziłam się.
****************
Podoba sie? Przepraszam miał być wcześniej, ale kuzynka mnie odwiedziła, która o tym blogu nie wie i no nie miałam jak dodać;D Dziękuje wam za te miłe życzenia, które mi złożyłyście pod postem z rocznicą<3 Dziś krótko i na temat;D Kocham was;)
tt: https://twitter.com/kinga_fuck_it

sobota, 30 marca 2013

ROCZNICA!

A więc tak. Dokładnie rok temu na tym oto blogu pojawił sie pierwszy post jakim był prolog tego opowiadania. Już przeleciał rok... Tak jakoś szybko;) Bardzo wam dziękuję, bo to głównie dzięki wam ten blog jeszcze istnieje;D Miałam wzloty i upadki, ale jakoś dotrwałam przez ten rok! Na prawdę bardzo, ale bardzo wam jeszcze raz dziękuje! Kocham Was!<3 Moja siostra włamała mi sie na bloga, bo byłam niewylogowana i ustawiła moje zdjęcie jako avatar... Jutro to zmienię!
PS. A nad rozdziałem jeszcze pracuję;)
tu mój twitter : https://twitter.com/duda_kinga
i Ask: http://ask.fm/Kindzia1D

poniedziałek, 25 marca 2013

ROZDZIAŁ 61 CZ.2

Przed sobą zobaczyłem młodą kobietę. Stała podekscytowana z mikrofonem w ręce, a za nią stał facet z kamerą.
-Nagrywasz? – zapytała go. Ten twierdząco pokręcił głową.
- Czy pobił pan swoją dziewczynę Jane Nowak? – zapytała podstawiając mi mikrofon pod nos
- Przepraszam, ale nie będę odpowiadał na żadne pytania. Jak w ogóle pani się tutaj dostała? Proszę wyjść z tą kamerą – powiedziałem łagodnie
- Czyli przyznaje się pan, że nie trzyma pan nerwów na wodzy? – dalej ciągnęła
- Nie będę odpowiadał na żadne pytania, a teraz niech pani stąd wyjedzie, bo zawołam ochronę. Dziękuję i życzę miłego dnia – odparłem odchodząc.
Poszedłem do bufetu coś sobie kupić do jedzenia i picia. Wróciłem i usiadłem obok łóżka Jane. Nagle poczułem wibracje w mojej kieszeni. Pomyślałem, że to dzwoni mama. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Eleanor.
- Halo – przyłożyłem telefon do ucha
- Obudził się! Obudził się! – wykrzyczała
- Niall? – zerwałem się na równe nogi
- Tak! Dosłownie przed chwilą!
- Dobra już jadę – powiedziałem rozłączając się.
- Co się stało? – zapytała zaniepokojona Jane.
- Niall… on się obudził. – spojrzałem na nią
- No to co ty tutaj jeszcze robisz?! Szybko jedź do niego! – pogoniła mnie
- Już jadę. Kocham cie. Pa! – pocałowałem ją i jak strzała wybiegłem ze szpitala. Przedarłem się przez tłumy i pojechałem do szpitala, w którym był Nialler.
Wpadłem do budynku i jak najszybciej się udałem do sali Horana. Wszyscy siedzieli w około jego łóżka. Wszedłem w głąb pomieszczenia.
- Niall? – zapytałem
- Harry! – usłyszałem jego radosny śmiech. Podszedłem do przyjaciela i go mocno przytuliłem.
- Ale nam narobiłeś strachu brachu! – powiedziałem
- No co! – zaśmiał się – No i jak tam mały Mr. Styles? – zapytał
- To ty już wiesz?
- Tak! Cieszę się, że będę wujkiem! A jak się czuje Jane?
- Lepiej. Za nie długo sam będziesz mógł ją odwiedzić
- Lekarze powiedzieli, że jak wszystko będzie dobrze, to jutro już mnie wypuszczą – posłał mi ciepły uśmiech
- W końcu wszystko wraca do normy.
NASTPĘNEGO DNIA
OCZAMI NIALLA
Leżałem jeszcze w szpitalu. Lekarze mieli mnie wypisać za jakieś 2 godziny. Leżałem i przeglądałem twittera, aż naglę usłyszałem pukanie. Mój wzrok automatycznie skierował się w stronę drzwi. Stała tam bardzo znana mi osoba, którą sądziłem, że kocham.
- Cześć Niall, mogę wejść? – zapytała Eleanor
- Jasne – podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Musimy porozmawiać – powiedziała poważnie
- Też tak sądzę. – odpowiedziałem. Dziewczyna usiadła obok mojego łóżka. Przez chwilę między nami trwała krępująca chwila.
- Słuchaj…
- Niall – powiedzieliśmy równocześnie.
- Mów – dałem jej prawo głosu
- To… to nie może tak być… Ja myślałam, że… że cie kocham, ale to chyba był tylko przelotny romans… Ja kocham Lou i wiesz… Nie chcę go ranić naszą głupotą.
- Też tak uważam. Ja też nie chcę stracić Jess jest dla mnie ważna… Bardzo ważna. Czuwała tutaj przy mnie kiedy leżałem bezwładnie. Mogła mieć mnie w dupie za przeproszeniem, ale ona tutaj ze mną siedziała. Może wcześniej tego nie zauważałem, nie doceniałem jej, ale teraz to się zmieniło. – spojrzałem na brunetkę
- Jessica to naprawdę dobra dziewczyna. Nie strać jej przyjacielu – przytuliła mnie.
- Przyjaciele? – wyciągnąłem w jej stronę dłoń
- Przyjaciele – uścisnęła mi ją – To, o której cię wypisują?
- O 13 chyba – uśmiechnąłem się
- Dobrze, że już wracasz. Dobrze, ja już idę wpadnę z Lou jak będą cie wypisywać. Teraz jadę do Jane zobaczyć jak ona się czuje. – wstała
- Pozdrów ją ode mnie i zapowiedź, że za nie długo się z nią zobaczę.
- Pozdrowię i przekażę! – powiedziała na odchodnym.
Cieszyłem się, że to zakończyłem. Nie chciałem tak tego dalej ciągnąć, bo teraz zdałem sobie sprawę, że na El mi, aż tak nie zależało jak na mojej dziewczynie. Ona była wyjątkowa i wszystko zrobię, aby ją uszczęśliwić. Na nikim jeszcze mi tak nie zależało jak na niej.
Nagle zobaczyłem w drzwiach jakąś młodą dziewczynę, której nie znałem. Miała około 15-16 lat. Spojrzała na mnie zdyszana i weszła do środka.
- Kim jesteś? – zapytałem
- Jestem twoją fanką. – uśmiechnęła się
- A jak się tutaj dostałaś? Przy wejściu jest ochrona. – powiedziałem
- Dostałam się tylnym wejściem. Proszę nie wzywaj ochrony. Ja po prostu chciałam zobaczyć jak się czujesz, bo chłopaki nic nie chcieli mówić. Wszyscy się o ciebie martwią – wyjaśniła
-To miłe, dziękuję. Usiądź proszę – zachęciłem ją gestem. Szatynka nie śmiało podeszła i usiadła.
- Pozwolę ci tutaj zostać, ale pod jednym warunkiem – zacząłem
- Jakim? – zapytała
- Nie możesz nikomu mówić, że tutaj byłaś dobrze? Chcę wszystkich fanów traktować tak samo, no ale jak się tutaj już dostałaś to możemy sobie pogawędzić – uśmiechnąłem się
- Boże, Niall jesteś najwspanialszym idolem na świecie – przytuliła mnie. Cicho jęknąłem, ponieważ moja żebro trochę dało się we znaki.
- Oj przepraszam, emocje mnie poniosły – spuściła wzrok
- Nic się nie stało – uśmiechnąłem się
- Dużo fanów się martwi o ciebie, tylko szkoda, że nie mogę im nic powiedzieć…
- Za niedługo sami się dowiedzą, za jakieś 2 godziny mnie wypisują.
- W końcu! Teraz tylko wyzdrowiejesz i wracacie prawda? – zapytała
- No raczej tak… - nie wiedziałem co jej powiedzieć, a na pewno nie powiem jej o ciąży Jane.
Usłyszałem głośne śmiechy i krzyki z korytarza.
- Oho dzikusy idą – pomyślałem.
Do pomieszczenia z głośnym hukiem wpadli chłopaki. Lou leżał na ziemi śmiejąc się. Nie mógł otworzyć drzwi i jak je mocno popchał to glebną. Norma. Wzrok wszystkich spoczął na fance.
- Kto to jest? – zapytał Liam
- To nasza fanka, która tutaj się zakradła – odparłem spokojnie. Dziewczyna była zszokowana.
- Jestem Lou – zawołał Tomlinson z ziemi machając
- A ja Harry – chciał podać dziewczynie rękę, ale Lou podłożył mu nogę i się wywalił. Teraz oboje leżeli na ziemi śmiejąc się.
- Louis mogłeś mnie zabić! – śmiał się Hazz
- Albo zgwałcić – zaśmiał się Zayn.
*****************
Na wstępie I'M SORRY, że taki krótki, ale zupełnie nie wiedziałam co mam napisać w tym rozdziale. Niallera wybudziłam;D haha pewnie sobie myslicie "w końcu". Pewnie jak większość z was widziała pod tamtym rozdziałem pojawił się hejt. Więc do tego anonima: Masz na prawdę zajebistą odwagę pisząc z anonima. No, a jeśli ci się to opowiadanie NIE podoba i uważasz, je za żałosne jak i mnie to nie musisz tego czytać. Czy ktoś cię tutaj trzyma siłą? Jakoś nie widzę. Nie piszę tutaj "MASZ TO CZYTAĆ, BO CIE ZABIJĘ!" nie. To opowiadanie jest dla tych, którzy chcą to czytać.Ale fakt, miałaś prawo wyrazić swoje zdanie. Powiedziałaś co myślałaś i tyle. A propo tej ciąży to ja nie szukałam wiadomości typu "jak powstaję ciąża" tylko chciałam się dowiedzieć, w którym tygodniu zaczyna bić serce dziecka, bo tego raczej z "podstawowych" wiadomości nie wiemy. A z tym ginekologiem to był żart... ale jak widać nie rozróżniasz ich, to już nie moja wina.
A teraz do dziewczyn, które mnie broniły. Bardzo Wam dziękuję! Widzę, że komuś zależy na moim blogu;) Gdyby nie Wy, to ja nie wiem co! Naprawdę jeszcze raz Wam BARDZO DZIĘKUJĘ<3
a ja znowu daje lin do mojego TT. Zawsze daję follow back<3
https://twitter.com/duda_kinga

wtorek, 19 marca 2013

ROZDZIAŁ 60 CZ.2

- Czy pan wiedział, że pańska narzeczona spodziewa się dziecka? – zapytał
- Co pan powiedział? Przesłyszałem się? – zapytałem z niedowierzaniem
- Dziś wyniki z badania krwi wyszły jednoznacznie. – powiedział.
Chyba zbladłem, bo mężczyzna zaproponował, żebym usiadł i podał mi kubek z wodą.
- Ja nic… ja nic nie wiedziałem.
- Za 15 minut weźmiemy Jane, na badanie USG. Ale nie wiadomo jaki to jest tydzień i w jakim stanie jest płód. Ta operacja mogła być dla niego śmiertelna. A jeśli narzeczona brała wcześniej tak silne leki, to dziwie się jak ten płód dalej żyje. Ale też nie wiem jak to jest możliwe, żeby ze wcześniejszych badań nic nie wyszło.
- Ja będę tatą – powiedziałem dalej w szoku.
- Dobrze, niech pan już wraca do narzeczonej – zaśmiał się.
Jeszcze chwilę tam siedziałem i się zastanawiałem , jak mam o tym powiedzieć Jane. A co jak ona już to wiedziała? Nie to nie możliwe. Nie naraziła by maleństwa na takie coś. Powoli zacząłem się kierować w stronę pomieszczenia gdzie była Jane. Stanąłem w progu. Miałem łzy w oczach, ale to były łzy wzruszenia. Uśmiech z jej twarzy od razu zniknął.
- Boże co się stało?! Coś z Niallem? – zapytała przestraszona.
Ja nic jej nie odpowiedziałem i tylko usiadłem na stołeczku.
- No powiedz coś wreszcie! – domagała się jakichś wieści.
- Jane… chyba będziemy musieli przerobić pokój gościnny – uśmiechnąłem się
- Ale jak? Po co? Nie rozumiem. – potrząsnęła głową
- Jane będziemy rodzicami.
- Co? Jesteś w ciąży?! – wypaliła
- Nie! Ale ty jesteś! – przytuliłem się do niej. Dziewczyna zastygła w bezruchu. Odkleiłem się od niej i spojrzałem na nią. Była w szoku tak jak ja.
- O mój Boże, tylko nie to! Harry ja cię przepraszam. Ja ci zniszczyłam karierę! O mój Boże! – chwyciła się za obandażowaną głowę
- Co? Nie. Co ty mówisz? Ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! Mam kobietę, którą kocham i będę miał z nią dziecko! To najwspanialsza rzecz jaka mogła mnie spotkać! – mówiłem wymachując rękami we wszystkie strony. Dziewczyna znowu była zszokowana.
- Naprawdę? – zapytała z niedowierzaniem
- Tak! – krzyknąłem i wbiłem się w jej kolorowe usta. Oderwałem się od Jane i szybko wyciągnąłem telefon. Wybrałem numer Louisa. Dałem na głośno mówiący i czekałem, aż Tomlinson odbierze.
- Halo? – usłyszałem
- Jesteś sam? – zapytałem
- Nie. Jestem w szpitalu u Nialla z wszystkimi, a co?
- Daj na głośno mówiący – prawie krzyknąłem
- Już. – zakomunikował
- Dobra teraz usiądź, bo jak to usłyszysz to się przewrócisz! BĘDĘ TATĄ!! – rozdarłem się na całego
- Co? Ej ludzie słyszeliście będę wujkiem! – zaczął cieszyć się Tommo. Posypały się gratulację.
Skończyłem rozmowę i wpatrywałem się w moją ukochaną. Nic nie mówiłem, po prostu się cieszyłem, że ja Harry Styles będę miał potomka.
- Jane, zabieram cię na badanie USG – do pomieszczenia weszła pielęgniarka
- Już się zbieram - powiedziała uśmiechnięta i przeniosła się na wózek. Pielęgniarka ruszyła korytarzem, a ja za nią. Otworzyła jakieś drzwi i wjechała do środka z Jane. Po chwili wróciła, ale bez dziewczyny.
- Przepraszam – powiedziałem nieśmiało
- Tak?
- Czy ja.. czy ja też tam mogę być? – zapytałem z nadzieją
-Zapytam panią doktor. – weszła z powrotem do środka. – Zapraszam – wpuściła mnie.
Jane już leżała na fotelu. Ja usiadłem koło niej na stołeczku.
- Bo ja ci nie powiedziałem wszystkiego – chwyciłem ją za dłoń – Bo dziecku może coś być, bo ty takie silne leki jadłaś i ta operacja – wpatrywałem się w nią
- Zaraz sprawdzimy, co z państwa maluszkiem – powiedziała kobieta zaledwie po 30.
Rozsmarowała jakiś przeźroczysty żel na brzuchu Jane i przyłożyła aparat. Na telewizorze obok pokazał się obraz. Kobieta zaczęła się w niego wpatrywać. Nagle obróciła ekran w naszą stronę.
-Oto i wasze dziecko – wskazała palcem małą buleczkę. Ze łzami w oczach spojrzałem na Jane. Bliski byłem rozpłakania się.
- Tutaj zaczynają się kształtować powolutku nóżki i rączki – pokazywała na ekranie
- A który to tydzień? – zapytała moja narzeczona
- Po wielkości, sądzę, że jest to 5 tydzień od zapłodnienia. – powiedziała. Dalej trzymała urządzenie przy skórze dziewczyny. Drugą ręką nacisnęła jakiś guzik przy monitorze. Po sali rozbiegł się dziwny dźwięk.
- Słyszycie to? – zapytała. Pokiwałem twierdząco głową.
- To bicie serduszka. Jak na razie dopiero się kształtuje, ale już bije – uśmiechnęła się.
Byłem bliski rozpłakania się. Nie wiem jakie emocje buzowały w moim organizmie, ale na pewno liczne. Moja dziewczyna też wyglądała na wzruszoną. Cały czas ściskała moją dłoń.
- No to na razie na tyle. Nie wiem, czy płód jest zdrowy czy chory, bo dopiero się kształtuje, ale po tak silnych lekach i tej operacji naprawdę się dziwie, że ten płód jeszcze tutaj jest. – powiedziała zabierając urządzenie z brzucha – Teraz kształtują się wszystkie organy i kończyny. Płód jest bardzo wrażliwy. – wytarła papierem żel.
- Co chce pani przez to powiedzieć? – zapytała niebieskooka
- Nie chcę was straszyć, czy coś, ale liczcie się z tym, że ciąża jest zagrożona. A dziecko może urodzić się chore – pomogła wstać Jane.
- I tak je będziemy kochać, prawda? – zapytała patrząc na mnie
- No pewnie! Ja bym tego maluszka nie kochał? – dalej byłem w szoku, że w ogóle będę ojcem. Poczułem wibracje w mojej kieszeni. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz.
- To moja mama – spojrzałem na Jane
- No odbierz i się pochwal – zaśmiała się.
Bez wahania nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Halo – powiedziałem
- Harry coś się stało Jane? – usłyszałem jej zaniepokojony głos. Wyszedłem na korytarz, aby spokojnie porozmawiać z rodzicielką.
- Mamo Jane miała guza na mózgu, ale już jej to usunęli. A teraz mam inną wiadomość.
- Jaką? Jakieś powikłania są? No synku mów! – zaniepokoiła się
- Będziesz babcią – powiedziałem szczerząc się chyba sam do siebie
- Co? – zapytała sądząc, że się przesłyszała jak inni z resztą
- Będziesz babcią, babciu – powtórzyłem z uśmiechem
- O mój Boże! Pozdrów Jane! Który miesiąc? Dziecko zdrowe? – wypytywała
- 5 tydzień. Już słyszałem bicie serca. Niestety kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy o ciąży Jane brała silne leki, na tego guza i możliwe jest, że dziecko nie urodzi się żywe. Ogólnie ciąża jest zagrożona – dopiero teraz to do mnie dotarło.
- A Jane jak się czuje? – zapytała
- Już lepiej, lepiej. Słuchaj mamo muszę już kończyć. Kocham cię papa – nie czekałem, aż moja rodzicielka mi odpowie tylko się rozłączyłem.
***************************
I jak tego sie spodziewałyście?? Haha lepiej nie pytajcie ile szukałam wiadomości o ciąży w necie;D Może zostanę ginekologiem? Hahaha Dobraa zostawię ten temat;D Mam nadzieję, że rozdział wam sie podobał;P Taki trochę smętny. Z boku pisze moje GG i link do Twittera. Followujcie mnie, bo nie mam co robić na tym twitterze haha;D
Pozdrawiam xoxo

sobota, 16 marca 2013

ROZDZIAŁ 59 CZ.2

OCZAMI HAZZY
- Dlaczego ta operacja tak długo trwa? – zapytałem siedząc pośród moich najlepszych przyjaciół – Już 3 godziny to trwa. Ile jeszcze?!
- Ta operacja na pewno musi trochę potrwać, wszystko będzie dobrze – przytuliła mnie Lill.
Poczułem wibracje w moim telefonie. Szczerze nie miałem ochoty teraz z nikim gadać. Wyciągnąłem aparat z kieszeni moich jeansów. Dzwonił Paul.
- Harry co się dzieje? Dlaczego w telewizji huczy, że pobiłeś Jane?! – wykrzyczał do słuchawki
- Tak pobiłem ją! Tak ją pobiłem, że leży na stole operacyjnym! – odparłem wkurzony
- Nie tym tonem. Powiedz spokojnie co się stało – powiedział już opanowany manager
- Jane ma operację, bo miała guza na mózgu, w domu straciła przytomność. – wymamrotałem .
OCZAMI JESSICY
Siedziałam w szpitalu, przy łóżku Nialla. Chłopak dalej się nie obudził. Lekarze jednak widzą znaczną poprawę. W każdej chwili może się on obudzić. Powoli zaczęłam się martwić o pozostałych. Dlaczego oni jeszcze tu nie dotarli? Mieli być jakieś 2 godziny temu. Wzięłam telefon i wybrałam numer Liama. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam, aż ktoś odbierze.
- Tak – odezwał się Payne
- Hej, no gdzie wy jesteście? – zapytałam
- W szpitalu – odparł
- A to już idziecie?
- Jesteśmy w innym szpitalu – powiedział smutno
- Ale jak? Co się stało? – zapytałam przerażona
- Jane. Przepraszam musze kończyć, właśnie ją wywożą z sali, potem do ciebie zadzwonię – rozłączył się.
Co takiego mogło się jej stać? Samochód ja potrącił? Ktoś ją napadł i coś jej zrobił? Po mojej głowie pojawiało się różne czarne scenariusze.
Nagle do pomieszczenia weszła Eleanor. Na mój widok trochę się zmieszała i zrobiła jeden krok do tyłu.
- Hej – przywitała się
- Hej.
- Jak tam nasz blondasek? – zapytała podchodząc do łóżka. Gdy na niego popatrzyła dostrzegłam w jej oczach blask.
- A nawet dobrze. Wiesz co ja zaraz wracam, idę po coś do picia. Posiedzisz z nim chwilkę?– powiedziałam wstając.
- Jasne – odparła z uśmiechem.
Kupiłam sok multiwitaminowy i wracałam do sali. Przed wejściem jednak się zatrzymałam. El siedziała koło blondyna trzymając go za rękę.
- … tak już nie może być. – mówiła do niego. Weszłam do środka pomieszczenia. Dziewczyna widząc moją obecność, od razu puściła rękę Irlandczyka i drętwo się do mnie uśmiechnęła.
- Tobie też kupiłam – wyciągnęłam rękę z butelką w jej kierunku.
- Nie dzięki, ja już się będę zbierać. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia. – odparła wstając.
- Jasne – odkręciłam butelkę.
Dziewczyna wyszła. Zaczęłam się zastanawiać o co jej chodziło. Jednak nie miałam dziś na to ochoty. Martwiłam się o Jane, o Nialla. Zadawałam sobie pytanie: ile on jeszcze może być w tej śpiączce? Bałam się o miłość mojego życia, że już zawsze taki może być.
OCZAMI HARREGO
Skończyłem rozmawiać, z Paulem i wsunąłem telefon do kieszeni.
- Chodzą plotki, że pobiłem Jane – schowałem twarz w dłoniach
- Ci papparazi nigdy nam nie dadzą spokoju! – wkurzył się Zayn
- Niestety taką cenę płacimy – odparł Liam
- Chociaż raz mógłbyś dać spokój z tymi twoimi złotymi myślami - prychnął Lou
- Masz coś do moich złotych myśli? – bronił się Payne
- Tak, one są tandetne – odparł Boo Bear i odwrócił się do Daddiego plecami.
Po pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Liam wyciągnął swojego blacberry i odebrał. Wydawało mi się, że rozmawia z Jess, bo mówił coś, że jesteśmy w innym szpitalu. Nagle drzwi prowadzące do sali otworzyły się. Wyszła z nich pielęgniarka i przytrzymała drzwi. Liam w tym czasie zakończył rozmowę. Zobaczyłem, łóżko wyjeżdzające, na którym leżała Jane. Oczy miała zamknięte, a głowę całą obandażowaną. Wstałem na równe nogi.
- Operacja powiodła się bez większych komplikacji, ale teraz najważniejsza jest pierwsza godzina - powiedział do mnie Collins widząc moją zmartwioną minę.
- Boże, kamień z serca. Dziękuję panie doktorze – uściskałem go ze łzami w oczach.
- Nie masz za co dziękować Harry, nie masz za co – odparł i poszedł dalej.
NASTĘPNEGO DNIA
OCZAMI JANE
Powoli otworzyłam moje powieki. Obraz był niewyraźny więc parę razy zamrugałam. Zobaczyłam przed sobą loczka. Mrugnęłam jeszcze parę razy, a jego twarz się wyostrzyła.
- Jane – wyszeptał zielonooki
- Harry? – zapytałam
- Jane wszystko się udało! Żyjesz i już jesteś zdrowa – pocałował moją dłoń.
Odetchnęłam z ulgą. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
- O już się pani obudziła. Dlaczego pan nie wołał lekarza? – zwróciła się do brązowowłosego
- No ona się wybudziła dosłownie minutę temu, zdążyłem z nią zamienić 2 słowa – tłumaczył się
- Dobra, dobra. – zaśmiała się kobieta i wyszła. Po chwili wróciła z Collinsem.
- Jak się czujesz? – zapytał
- W miarę – odparłam
- Nic cię nie boli?
- Nie. – pokręciłam głową
- Świetnie. – uśmiechnął się – Za jakąś godzinę będzie zmiana opatrunków.
2 DNI PÓŹNIEJ
OCZAMI HAROLDA
-Cześć kochanie – przywitałem się z moją narzeczoną całując ją w policzek – Jak się czujesz?
- Już lepiej – uśmiechnęła się
- Dziś ci przyniosłem banany, mandarynki, jabłka… - miałem dalej kontynuować, ale dziewczyna mi przerwała
- A ciastka masz? Albo czekoladę? – zapytała szeptem
- A dlaczego szepczesz? – zapytałem w taki sam sposób
- Nie wiem – zaśmiała się
- Nie kupiłem, ale jak chcesz to mogę skoczyć – już miałem wychodzić. Niebieskooka złapała mnie za nadgarstek.
- Żartowałam głuptasie. Kiedy przyjdzie nasza paczka? W ogóle co u Nialla, jak on się czuje? – wypytywała
- Niall dalej bez zmian, no tylko tyle wiemy, że żebra się zrosły i noga, ale to on wszystko musi dokładnie przetestować. Ale dalej się nie obudził. Lekarze nie wiedzą kiedy to nastąpi. Mówią, że się są jasnowidzami, ale za parę dni powinno już być dobrze. A oni teraz są u Nialla z Jess, a do ciebie przyjdą po południu. El też ma z nimi przyjść. Ostatnio miała sesje i musiała się dużo uczyć. – opowiedziałem
- Zaczyna mi się tu nudzić. – przyznała łupiąc banana
- No, ale cały dzień z tobą siedzę, a wcześniej to i noc i ci się nudzi? No wiesz, nie spodziewałem się tego po tobie! Strzelam focha na ciebie! – „obrażony” odwróciłem się do niej bokiem. Kontem oka zauważyłem, że dziewczyna próbuje mnie przytulić, lecz kroplówka jej to uniemożliwiała.
- No chodź tu nie sięgnę tak daleko! – muskała moje ramię opuszkami lewej ręki, ponieważ dalej nie mogła sięgnąć.
- To łaskocze – zaśmiałem się
- No to mnie przytul! – powiedziała zniecierpliwiona. Uśmiechnąłem się i przytuliłem do niej.
- Miałam dziś rano badania – wzięła z szafki mandarynkę
- Poczekaj, pójdę do lekarza – poinformowałem ją
- Ale po co? – zapytała zdezorientowana
- Chcę się dokładnie dowiedzieć, czy wszystko jest dobrze – pocałowałem ją w czoło.
Wyszedłem z sali i skierowałem się do pokoju lekarzy. Jednak niedaleko napotkałem doktora.
- Dzień dobry panie doktorze – przywitałem się
- O dzień dobry – uśmiechnął się na mój widok
- Przychodzę do pana, żeby się dowiedzieć, jakie są wyniki Jane. Coś wspominała, że miała jakieś badania.
- Tak, rano zrobiliśmy, aby się dowiedzieć, czy wszystko goi się jak trzeba.
- I? – zapytałem
- Najgorszy czas jest już za nią, teraz to już będzie tylko lepiej. Mam do pana pytanie. Wiem, że raczej powinienem o to zapytać, pannę Nowak, ale jak pan tu już jest to skorzystam z okazji. – spojrzał na mnie zmieszany
- Słucham – powiedziałem. Nie wiedziałem jakiego pytania mogę się spodziewać.
*********************
Hejo!! I jak może być? No ten rozdział nawet szybko napisałam z tych nudów w domu;) Mam nadzieję, że sie wam podobał. A dziś zerkałam na komentarze. Były 2 nowe i nic w tym dziwnego, że były one w języku angielskim. W pierwszym z nich ktoś sie podał za tego prawdziwego Lou i mi sie oświadczył. Normalnie sikałam ze śmiechu jak to sobie czytałam. No, ale jeśli ten ktoś rozumie co tu pisze to niech wie, że przyjmuję oświadczyny! Haha jestem jak Niall! haha <3
Pozdrawiam:)

wtorek, 12 marca 2013

ROZDZIAŁ 58 CZ.2

Nie zmuszam was do nieczego jak chcecie to sobie włączcie ta piosenke, taka nastrojowa:
http://www.youtube.com/watch?v=xoT18KiMEVY
OCZAMI HARREGO
- Wezmę jakąś tabletkę przeciwbólową – powiedziała moja dziewczyna i ruszyła w kierunku kuchni. Z każdym kolejnym krokiem wydawała mi się coraz bardziej słaba. Na chwilę odwróciłem od niej wzrok i usłyszałem mały huk. Jane leżała na ziemi.
- Jane! – zawołała Lilly podbiegając do leżącej blondynki. Sam szybko do niej podbiegłem.
- Jane, Jane kochanie otwórz oczy! – wołałem trzymając jej twarz
- Dzwońcie po karetkę! – krzyknęła Lill.
Złożyłem palec wskazujący i środkowy razem i przyłożyłem do szyi dziewczyny. Miała wyczuwalne tętno. Przyłożyłem jeszcze ucho do jej twarzy, aby posłuchać czy oddycha. Jej oddech był płytki, ale był.
- Nie dzwońcie, jadę z nią – powiedziałem. Starałem się, aby mój ton był spokojny, ale bardziej przypominał atak paniki.
Wziąłem nieprzytomną blondynkę na ręce. Lou pobiegł otworzyć mi drzwi.
- Lilly siadaj z tyłu, będziesz ją trzymała! – zawołałem wychodząc z domu. Nagle oślepił mnie blask fleszy. Przed domem było dwóch papparaci. Nie przejmowałem się nimi tylko szedłem w stronę samochodu. Nagle przede mną znalazła się rudowłosa. Szybko wskoczyła na tylne miejsca w samochodzie. Zgiąłem się i delikatnie położyłem dziewczynę. Jej głowa spoczywała na kolanach jej przyjaciółki. Zamknąłem drzwi i szybko wsiadłem za kierownicę. Chłopaki już zapalili silnik BMW Louisa. Sam zrobiłem to samo. Z piskiem opon ruszyłem w stronę najbliższego szpitala. Jechałem z prędkością 150 km/h i jeszcze przyciskałem pedał gazu.
- Harry wiesz co jej jest? – zapytała po chwili Lill. Przełknąłem głośno ślinę, ale nic nie odpowiedziałem.
- Wiem, że wiesz. Co jej wtedy szeptałeś? Czy ona jest w ciąży? – bombardowała mnie
- Nie jest. Ona jest chora. – odpowiedziałem łamiącym się głosem przejeżdżając przez ulicę.
- Ale jak chora? – zapytała z niedowierzaniem
- Ma guza na mózgu – powiedziałem już ciszej
- Co?! Dlaczego nic nie mówiliście?!
- Nie chcieliśmy was jeszcze bardziej martwić. Wypadek Nialla, nie był dla was wystarczającym szokiem? Ona nie chciała wam nic mówić, chciała wam tego wszystkiego zaoszczędzić. Sprawdź czy oddycha – powiedziałem wjeżdżając na podjazd dla karetek.
- Oddycha – powiedziała.
Zatrzymałem samochód i szybko wysiadłem.
- Ej proszę pana tu nie wolno parkować to jest podjazd dla karetek nie widzi pan! – oburzył się jakiś lekarz, który był na zewnątrz
- Zaraz stąd odjadę, ale teraz niech pan pomoże mojej narzeczonej! – wziąłem Jane na ręce.
Lekarz przyjechał noszami. Położyłem na nich Jane i dałem ręką znak Lilly, żeby przeparkowała samochód.
- Co się jej stało? – zapytał kiedy wjeżdżaliśmy do budynku
- Straciła przytomność w domu, a wcześniej skarżyła się na mocne bóle głowy - odparłem
- Dobrze, proszę tu poczekać – rozkazał, a do niego dołączyła pielęgniarka. Wjechał na izbę przyjęć, a drzwi się zamknęły.
- Ale… - już powiedziałem jak by sam do siebie. Na korytarz wparowała banda.
- Co z nią? – zapytał Liam
- Słuchajcie my wam o czymś nie powiedzieliśmy – siadłem na krzesełku – Jane ma guza na mózgu. Nie chciała wam tego mówić, żeby was nie martwić.
- Guza? – zapytał z niedowierzeniem Lou
- Na mózgu? – dopowiedział Zayn
- Lekarz powiedział, że będzie konieczna operacja, ale potem były zmiany i ten guz może się wchłonąć. Przez ostatni czas brała masę leków, dlatego była ciągle słaba. – wyjaśniłem. Z za drzwi wyłonił się lekarz.
- Czy pan jest rodziną tej młodej kobiety? – zapytał
- Tak jestem jej narzeczonym. – powiedziałem
- Czy wie pan czy pańska narzeczona na coś chorowała?
- Tak. Ona ma… guza na mózgu. – poinformowałem go
- Leczyła się?
- Tak.
- Proszę zadzwonić do jej lekarza niech tutaj przyjedzie. – powiedział poważnie – Siostro zabieramy pacjentkę na tomograf – zawołał wchodząc do sali.
Wyciągnąłem telefon. Miałem tam zapisany numer do lekarza Jane. Wybrałem zieloną słuchawkę i przyłożyłem aparat do ucha.
- Halo? – odezwał się
- Dzień dobry, z tej strony Harry Styles narzeczony Jane Nowak, nie wiem czy mnie pan kojarzy – powiedziałem
- Och tak, kojarzę. W jakieś sprawie dzwonisz?
- Jane jest w szpitalu. W domu straciła przytomność, teraz jest na izbie przyjęć i lekarz, który ją przyjął kazał po pana zadzwonić – wyjaśniłem.
- W jakim szpitalu jesteście? – zapytał
- Zaraz wyśle panu adres.
- Już siadam w samochód.
- Dobrze. – powiedziałem rozłączając się. Szybko napisałem adres szpitala i wysłałem onkologowi.
20 MINUT PÓŹNIEJ
Ujrzałem sylwetkę doktora Collinsa zbliżająca się do mnie. W tym samym czasie z pomieszczenia gdzie znajdowała się Jane wyszedł lekarz.
- Witam panie Collins – uścisnął mu dłoń – Mam tu pańską pacjentkę.
- Zrobił pan jej już jakieś badania? – zapytał
- Tak. Tomograf. Nie dawno odzyskała przytomność. – powiedział lekarz
- Macie już wyniki? – zapytał siwobrody
- Doktorze, jak doktor mógł nie operować jej wiedząc, że ten guz jest… - już nie usłyszałem, bo weszli do środka.
- Wiedząc, że co? – zapytałem. Nikt już nie wyszedł, żeby mnie poinformować.
- Kurwa mać! – wykrzyczałem i uderzyłem pięścią o ścianę.
- Harry – podszedł do mnie Lou – Wszystko będzie z nią dobrze.
- Proszę się uspokoić, to szpital – powiedziała jedna z pielęgniarek
- Już będzie spokojny – zwrócił się do kobiety Lou
OCZAMI JANE
Leżałam na łóżku szpitalnym czekając na jakieś wieści. Ból głowy dalej nie ustępował. Zobaczyłam doktora Collinsa.
- Witaj Jane – przywitał się
- Dzień dobry – odparłam - Wie pan dlaczego straciłam przytomność?
- Wiem. Jane twój guz się powiększył. Jest teraz 2 razy większy niż był. Guz stał się odporny na te leki i działały one na odwrót. Jest potrzebna natychmiastowa operacja. Podpiszesz zgodę na operację i za godzinę już będziesz na sali operacyjnej – powiedział
- Operacja? Mogę się zobaczyć jeszcze z moimi przyjaciółmi¬? – poprosiłam
- Dobrze, ale nie długo. – odparł i wyszedł. Po chwili do pomieszczenia wparowała cała banda. Wszyscy obsiedli moje łóżko.
- I jak się czujesz? – zapytał Hazza
- Jak was widzę to od razu lepiej – uśmiechnęłam się
- Dlaczego nam nie powiedziałaś? – zapytała Lill z żalem w oczach
- Nie chciałam was martwić. Wypadek Nialla i moja choroba to za duży ciężar.
- Powiedzieli ci coś lekarze? – zapytał Liam
- Tak. Guz powiększył się. Jest teraz 2 razy większy niż był, no i za jakąś godzinę będę już leżała na sali operacyjnej – uśmiechnęłam się drętwo.
- Operacja? Ale to konieczne? – zapytał Lou
- Niestety tak. – odparłam.
Przez jakiś czas panowała miedzy nami krępująca cisza.
- Wszystko będzie dobrze, z Niallerem już jest lepiej, i ty wyzdrowiejesz i będzie jak dawniej – próbował pocieszyć nas Zayn.
- Taa – westchnęłam.
- Proszę się streszczać, nie męczcie pacjentki – upomniała ich pielęgniarka
- A co my jej robimy? Skaczemy po niej? – oburzył się Lou
- Chce pan stąd wyjść? – zagroziła mu kobieta
- Nie – odparł ponuro.
- Dobra zostawcie ich samych – powiedziała Lill wyganiając chłopaków. Posłałam jej promienny uśmiech. Zostałam sam na sam z Haroldem. Oboje nic nie mówiliśmy tylko głęboko patrzyliśmy sobie w oczy.
- Harry… - powiedziałam po pewnym czasie.
- Tak? – zapytał Styles
- Pamiętaj, że ze względu na wszystko kocham cię i zawszę będę cię kochać. – wymamrotałam, a do moich oczu powoli napłynęły łzy.
- Nie rób tego – powiedział trzymając moją dłoń – Nie żegnaj się…
- Ale ja muszę, a co jak ja tego nie przeżyje? Jeśli operacja się skomplikuje, jeśli ja nie przeżyje chcę żebyś to wiedział – po moim policzku popłynęła łza
- Przeżyjesz! Jane przeżyjesz! Wszystko będzie dobrze. Rozumiesz dobrze! – wtulił się we mnie. Objęłam go.
- Jesteś dla mnie wszystkim. A jeśli stanę się rośliną, to nie trzymaj mnie tylko pozwól odejść. Chcę żebyś sobie na nowo ułożył życie z kimś innym, jak mnie nie będzie, dobrze? – głaskałam go po głowie
- Nie zrobisz mi tego Jane, nie zostawisz mnie – spojrzał na mnie zaczerwienionymi oczami
- Zawsze będę przy tobie. Obojętnie czy ciałem czy duszą – pocałowałam go w czoło.
- Proszę już iść, musimy przygotować pacjentkę do operacji – powiedziała szorstko pielęgniarka. Loczek wtulił się jeszcze raz we mnie. Kochałam te dreszcze, które zawsze przechodziły przeze mnie gdy mnie dotykał. To przyjemnie ciepło sprawiało, że zawsze w moim brzuchu gościły motylki. Jego zapach, jego oddech, wszystko kochałam.
Styles odkleił się ode mnie i jeszcze raz spojrzał mi głęboko w oczy.
- Wszystko będzie dobrze, wyjdziesz z tego kochanie – powiedział i ujął moją twarz i mnie pocałował. Wstał i zaczął się kierować ku wyjściu. Odprowadzałam go wzrokiem. Przy drzwiach zatrzymał się i odwrócił głowę w moja stronę.
- Kocham cię – powiedział poruszając samymi malinowymi wargami
- Ja ciebie też – odpowiedziałam mu tak samo.
Po chwili zniknął za drzwiami. Po moim policzku popłynęła łza. Bałam się, że widzę go ostatni raz, że ostatni raz czułam jego zapach, jego ciepło. Jego wzrok na sobie.
- Będę musiała pani obciąć włosy – odezwała się pielęgniarka
- Co? Ale jak to? – zapytałam
- Do operacji jest to potrzebne – odparła ze współczuciem młoda kobieta
- Dobrze – posmutniałam.
Kobieta przyjechała wózkiem inwalidzkim, na którym usiadłam. Przewiozła mnie do innego pomieszczenia. Wzięła w dłoń nożyczki i zaczęła odcinać pasma moich blond włosów. Zaczęłam płakać. Włosy były jednym z moich niewielu atutów. Po 20 minutach pielęgniarka odeszła w drugi kąt pomieszczenia. Moja dłoń skierowała się na moją głowę. Kiedy moje opuszki napotkały gołą skórę, a nie włosy jeszcze bardziej się popłakałam.
***
Siedziałam na specjalnym fotelu. Znajdowałam się na sali operacyjnej. Do tej operacji musiałam siedzieć. Moja głowa była unieruchomiona. Dookoła mnie krzątały się pielęgniarki. W końcu przyłożono mi do twarzy maskę tlenową.
- Zaraz pani zaśnie – powiedziała jedna z nich.
Po paru minutach zaczęłam robić się senna. Powieki kleiły mi się jakbym nie spała przynajmniej tydzień. W końcu senność wygrała, a ja trafiłam do krainy Morfeusza.
***********************
Dobra przyznam sie bez bicia, że sie sama popłakałam jak to pisałam. I jeszcze ta piosenka;( Trochę sie na was zawiodłam;( Tylko 18 komentarzy pod poprzednim rozdziałem? Ale niektóre wypowiedzi, bardzo mi sie podobały;) Lubię jak piszecie tak od serca, a nie tylko dla spamu... Wiem, wiem, że marudzę, ale to pewnie przez chorobę, bo jestem przeziębiona:/ Dobraa nie będę was zamęczać;) Pozdrawiam;D

sobota, 9 marca 2013

ROZDZIAŁ 57 CZ.2

- Już idę. – założył bokserki. Wyszedł z pomieszczenia i otworzył szafę. Wyciągnął biały podkoszulek i jakieś rurki. Szybko włożył skarpetki na stopy i pobiegł na dół. Ruszyłam powolnym krokiem za nim. Weszłam do kuchni i mnie zamurowało. Wszędzie leżały ubrania, bielizna i buty. Weszłam w głąb pomieszczenia i zaczęłam zbierać ubrania z ziemi. Zaraz pod moimi nogami leżał mój but, dalej moje majtki, a obok bokserki Harrego i tak dalej. Wszystkie ciuchy zaniosłam do prania. Jeszcze tylko musiałam pozbierać guziki od koszuli Hazzy, które wczoraj oderwałam. Włożyłam je do jakiegoś słoiczka i odstawiłam na półkę.
- Nieźle wczoraj narozrabialiśmy – przytuliła od tyłu zielonookiego
- My? W większości to ty – odparł wyciągając grzanki
- Ja? To ty rzucałeś moim stanikiem – zaśmiałam się
- Ale ty oderwałaś guziki od mojej koszuli – odwrócił się do mnie
- No dobrze, oboje narozrabialiśmy, a kto to wtedy przyszedł? – zapytałam porywając połówkę truskawki z talerza
- Chłopaki, chcieli jakiś film.
- I co im powiedziałeś?
- Że nie mam – wzruszył ramionami.
PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ
Wkładałam naczynia do zmywarki kiedy zabrzmiał dzwonek do drzwi. Oderwałam się od czynności i poszłam je otworzyć.
- Hej! – przywitała się paczka
- No hej, a co wy tak wcześnie? Mieliście być na… - nie dokończyłam tylko zerknęłam na srebrny zegarek na moim nadgarstku – Cholera jasna! Za 2 godziny ma przyjść Kristen nie wyrobie się! – pobiegłam do kuchni.
- Luz razem zdążymy – weszła do pomieszczenia Lilly.
- Kochana jesteś. Dobra to może ty zrób przystawkę, a ja danie główne – powiedziałam rzucając jej fartuch.
OCZAMI LOU
Rozsiedliśmy się na kanapie i włączyliśmy telewizor.
- Zayn pochwal się filmikiem – powiedziałem do mulata śmiejąc się. Chłopak wyciągnął telefon i włączył filmik. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać na całego. Do salony wszedł Hazza.
- Z czego się tak śmiejecie? – zapytał zainteresowany podchodząc do nas. Gdy zobaczył zawartość filmiku uśmiech z jego twarzy od razu zniknął.
- Usuńcie to – powiedział poważnie
- Ej Lou może wstawimy to na twittera i podpiszemy „Hazza w stanie spoczynku?”- zaśmiał się Zayn
- Nie zrobicie tego – prychnął loczek
- Założymy się? – odparł brązowooki
- Usuń to! – rzucił się na Malika Hazza. Oboje spadli z kanapy i się turlali po całej podłodze co chwila odbierając sobie telefon nawzajem. Co chwile krzyczeli co jeden to drugi : „Oddawaj!”, „Nie to ty oddawaj!” i tak dalej. Z kuchni wyszła Jane.
- Do cholery jasnej czy was już nie można na chwile zostawić samych? Nudzi się wam to zaraz znajdę wam coś do roboty! – wrzasnęła – O co w ogóle oni się biją? – zapytała. Włączyłem zdjęcie, które wczoraj zrobiłem i jej pokazałem.
- O to – dałem jej telefon śmiejąc się. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
- Harry debilu nie mogłeś się zasłonić drzwiami? – zapytała uczestnika bijatyki
- Niby jak? – odparł Styles dalej siłując się z Malikiem – Oddawaj ten telefon!
- Mogłeś powiedzieć, że jesteś nagi. – dziewczyna oddała mi aparat
- Oni już mnie widzieli nago! To by nie przeszło! – krzyknął przewracając Zayna na plecy
- To mój telefon! – wrzasnął mulat
- Ale jest tam filmik ze mną! – odwrzasnął Styles
- Boże z kim ja żyje? No z kim? – z powrotem wróciła do pomieszczenia.
2 GODZINY PÓŹNIEJ
OCZAMI JANE
- Wszystko gotowe? – zapytała z kuchni Lilly
- Tak, chodź zobaczyć – odparłam z jadalni patrząc na zastawiony stół. Rudowłosa wyszła z pomieszczenia rozwiązując fartuszek.
- No przynajmniej do tego się przydali – powiedziała patrząc na bandę siedzącą na kanapie.
Nagle zabrzmiał dzwonek do drzwi.
- O już są! – zawołałam podchodząc do drzwi. Wszyscy stanęli za mną. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi uśmiechając się. To co tam zobaczyłam zupełnie mnie zamurowało. Stała tam Kristen z Joshem, a Josh był murzynem.
- Murzynek bambo! – zawołał Lou śmiejąc się
- Przepraszam, kolega jest umysłowo upośledzony biedactwo – pogłaskałam go po głowie – Zapraszam – zrobiłam przejście w drzwiach.
- Jane poznaj mojego męża Josha – powiedziała Kriesten wskazując na murzyna
- Bardzo miło mi ciebie poznać Josh, Kristen dużo opowiadała o tobie – uśmiechnęłam się i uścisnęłam dłoń mężczyźnie
- Mi również ciebie miło, poznać. – uśmiechnął się.
- To są moi przyjaciele: Lilly, Zayn, Liam i Lou ten upośledzony, jeszcze jest jeden Niall, ale aktualnie znajduje się w szpitalu, a to mój narzeczony Harry – przedstawiłam wszystkich
- Naprawdę bardzo miło jest nam was poznać – wszystkim po kolei podała dłoń Kristen, a za nią Josh.
- Zapraszam do stołu – powiedział Hazza wskazując jadalnie. Wszyscy ruszyli w tamtym kierunku.
Kiedy wszyscy wygodnie zasiedli razem z loczkiem podawaliśmy talerze z potrawami. Lou cały czas się śmiał i patrzył na Josha.
- Murzynek bambo w Afryce mieszka! – zaczął śpiewać na całego
- Lou nie wolno tak mówić do pana – pouczyłam go
- Murzynek bambo w Afryce mieszka! Czarną ma skórę, to nasz koleżka!– dalej śpiewał. Aż sama się zaczęłam z tego śmiać.
Gdy wszyscy zjedli zaczęłam zbierać naczynia. Hazz wstał z zamiarem posprzątania.
- Siedź Harry ja jej pomogę – wstała Kriesten
- Jeszcze mi tego brakowało – pomyślałam. Wzięłam naczynia i poszłam w stronę kuchni. Po chwili dołączyła do mnie Kriesten.
- Smakowało? – zapytałam z czystej grzeczności
- O tak, bardzo. Świtnie gotujesz –odarła kładąc talerze na blacie. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszego wieczora.
- Jane mam do ciebie prośbę – powiedziała nieśmiało kobieta
- Słucham? – zapytałam. W głowie automatycznie włączyła mi się czerwona lampka.
- Wiem, że to może za wcześnie, że za krótko mnie znasz, ale czy nie mogłabyś mi pożyczyć trochę pieniędzy? Z Joshem trochę się zadłużyliśmy. Oczywiście ja ci wszystko oddam, co do funta – powiedziała. Ledwo trzymałam moje nerwy na wodzy, ale starałam się być spokojna.
- Mam do ciebie jedno zasadnicze pytanie. Naprawdę jesteś moją matką czy przyszłaś po kasę? Od samego rana mam migrenę, a ty jeszcze to pogarszasz.– powiedziałam
- Oczywiście, że jestem twoją matką. – zapewniła mnie
- Tak, czyli mnie zobaczyłaś w gazecie, uznałaś, że mam dużo pieniędzy, bo mam sławnego chłopaka i postanowiłaś skorzystać z okazji i pożyczyć ode mnie pieniądze, tak?
- Nie, to nie tak. Ja naprawdę chciałam być twoją matką. Wszystko zacząć od nowa.
- Ile chcesz pożyczyć? – zapytałam
- Pół miliona – powiedziała spuszczając wzrok.
- Nie dam ci tej kasy, bo nie mam, a nawet jak bym miała to bym ci nie dała! – wrzasnęłam – Co ty sobie kobieto myślałaś?
- Co myślałam? To, że pożyczę od gówniary kasę i zniknę! Nigdy nie chciałam mieć dzieci! Rozwydrzonych bachorów! Wpadłam z twoim ojcem i musiałam wziąć ślub!
- Tak? To taka z ciebie matka! Wiedziałam! Nawet nie przyjechałaś na pogrzeb ojca! Gówno cię ja interesowałam, on też tylko kasa! Nie obchodzisz mnie! Nigdy nie miałam matki i dobrze mi z tym! – wyszłam z kuchni. Wszyscy się na mnie patrzyli. Po chwili z pomieszczenia wyszła kobieta.
- Przepraszam Jane, wiesz że pod wpływem emocji nikt nie mówi prawdę – powiedziała łagodnie – To tylko pół miliona.
- Wyjdź stąd! – wrzasnęłam – I ten twój mężulek! Wyrzekłaś się mnie, więc nie masz córki, a ja nie mam maki, a o kasę prosisz obca ci osobę!
- Nie rób mi tego, ja mam poważne problemy.
- Ja też i tym problemem jesteś ty! Wyjdź stąd i nigdy nie wracaj! – otworzyłam jej drzwi
- Chciałam się pogodzić z tobą, na nowo odbudować nasze relację, ale. Jak nie chcesz to nie – odparła z łaskawością zabierając torebkę
- Chciałaś tylko i wyłącznie pieniędzy.
- Josh idziemy stąd – powiedziała wychodząc
- I już nigdy nie wracaj! – wrzasnęłam. Oboje wyszli, a ja zatrzasnęłam drzwi.
-A to suka! Wiedziałam, wiedziałam, że chce kasy! – powiedziałam zła
- Czyli to była oszustka? – zapytał Li
- Nie, to była moja prawdziwa matka, ale chciała tylko kasę – odparłam. Oparłam się o ścianę głęboko oddychając, aby uspokoić mój organizm. Ból głowy stał się jeszcze silniejszy. Zaczęło mi się robić trochę duszno.
- Jane wszystko w porządku? Zbladłaś – zapytała przerażona Lilly
- Wszystko w porządku, potrzebuje tylko szklanki wody – odparłam mrugając oczami, aby pozbyć się czarnych plamek sprzed nich.
Zayn szybko pobiegł do kuchni, a Harry przyszedł do mojego boku.
- Zjadłaś dziś leki? – zapytał na ucho
- Tak – odparłam. Napiłam się wody i uspokoiłam moich przyjaciół, że wszystko już jest dobrze.Zaprowadzili mnie na kanapę. Posiedziałam 3 minuty i wstałam.
- Gdzie idziesz? – zapytał Hazza
- Wezmę jakąś tabletkę przeciwbólową, strasznie mnie boli głowa – odpowiedziałam kierując się do kuchni. Zrobiło mi się jeszcze bardziej duszno. Ból głowy znacznie się nasilił. Czułam jak słabnę. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Poczułam jak upadam. Usłyszałam jeszcze krzyk:
- Jane!
Potem już było tylko ciemno.
*****************
Hej! I jak podoba sie wam rozdział?;) Mam nadzieję, że tak;P I jak po dniu kobiet? Co dostałyście? ;D Ja osobiście tylko batona i 2 lizaki ( lol chwała dla chłopaków z mojej klasy).;) Dałam wam numer mojego GG, ale postanowiłam też dać linka do mojego konta na twitterze. Może ktoś z was będzie obserwował, a jak nie to pewnie dalej będę twittowała sama do siebie jak Liam haha ;) No to chyba tyle, życzę miłego czytania;)
Pozdrawiam;D
A tu link:
https://twitter.com/duda_kinga

niedziela, 3 marca 2013

ROZDZIAŁ 56 CZ.2

Dziewczyna położyła kurczaka na stole i podała mi wino, abym je otworzył.
- I z jakiej to okazji? – zapytałem
- Z okazji przeprosin – uśmiechnęła się i podała mi kieliszki
- Jakich przeprosin? Za co?
- Za to, że nieraz mam takie humory, że nie da się ze mną wtrzymać, a ty dalej jesteś, i takie tam – zarumieniła się
- Jak każda kobieta masz humorki, a ja je nawet lubię – zaśmiałem się i podałem jej kieliszek. Pokroiliśmy kurczaka i zaczęliśmy jeść.
- Chciałam wznieść toast, za mojego mega sexownego narzeczonego – powiedziała Jane i podniosła kieliszek z winem
- A ja chciałem wznieść toast za piękną i również bardzo, ale to bardzo seksowną przyszłą panią Styles – stuknęliśmy delikatnie szkła
- Smakowało panie Styles? – zapytała blondynka wstając z miejsca
- Och było to bardzo wyśmienite pani Styles – przyciągnąłem ją do siebie tak, że usiadła mi na kolanach – Bardzo za tobą tęskniłem kiedy nie było cię przy mnie, wiesz?
- Teraz wiem, ja też umierałam z tęsknoty za tobą – zaczęła bawić się moimi loczkami i mnie pocałowała.
- A jak tam Kristen? – zapytałem zaciekawiony
- Nijak, zapytałam o najważniejsze rzeczy i poszłam. A wiesz jak ona się do mnie zwróciła? Bezczelna powiedziała do mnie „córciu” – powiedziała lekko oburzona – Odezwał się w niej instynkt macierzyński po tylu latach.
- Może naprawdę postanowiła cię odzyskać?
- Może, a no właśnie jutro przyjdzie do nas z tym swoim mężulkiem na obiad. Zaprosimy też naszą paczkę nie chce się czuć nieswojo – poinformowała mnie
- To trzeba będzie coś ugotować dobrego – zacząłem się zastanawiać, jaka potrawa może być na taki obiad. Dziewczyna wstała i wzięła 2 talerze.
- Pomogę ci – również wstałem
- Nie, siadaj. Sama chcę posprzątać – puściła do mnie oczko. Nie wiem dlaczego, ale jej uległem i z powrotem usiadłem. Narzeczona skierowała się w kierunku kuchni. Jej tyłek tak apetycznie wyglądał w tej sukience. Ona cała wyglądała apetycznie, nie wiem czy to przez sukienkę, czy przez to, że po prostu jej pragnę. Jej śliczny tyłeczek zniknął mi z pola widzenia. Po jakiejś minucie z powrotem ujrzałem kwiecistą sukienkę. Posłałem promienny uśmiech mojej dziewczynie i znowu wpatrywałem się w ten tyłek. W końcu dziewczyna wzięła ostatnie naczynia ze stołu. Kiedy zniknęła za drzwiami kuchni nie mogłem się powtrzymać i ruszyłem za nią. Piękność stała przy zlewie z zamiarem mycia naczyń. Podszedłem do niej i zakręciłem wodę. Dziewczyna spojrzała na mnie zdezorientowana. Przyciągnąłem ją do siebie i zacząłem namiętnie całować. Sama zaczęła oddawać pocałunki. Rozpiąłem jeden guzik mojej koszuli, ale postanowiłem, że lepiej będzie jak Jane się nimi zajmie. Pocałunki stawały się coraz namiętniejsze i dziksze. Zaczęliśmy wirować po całej kuchni nie przestając się całować. Razem obijaliśmy się o każdy możliwy mebel w pomieszczeniu. Błądziłem po jej plechach szukając zapięcia od sukienki. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko przez pocałunek i wzięła jedną z moich dłoni umieszczając ją pomiędzy swoimi piersiami. To tam właśnie znajdowało się zapięcie od jej ubrania. Wysadziłem ją na blat, który znajdował się na środku pomieszczenia. Powoli przesuwałem suwak zamka. Poczułem jak dziewczyna majstruje przy moich guzikach od koszuli. Rozpięła chyba dwa i straciła do nich cierpliwość. Mocno szarpnęła moją koszulę i usłyszałem jak odlatują od niej guziki. Zaśmiałem się lekko, ponieważ ona była tak samo napalona jak ja. Ściągnąłem moją błękitną koszulę i gdzieś ją wyrzuciłem i z powrotem zacząłem rozpinać jej sukienkę. Zamek był już w pełni rozpięty, wiec Jane na chwile się oderwała ode mnie i podniosła ręce do góry na wznak, żebym ściągnął z niej odzież. Na sobie miała seksowaną, czerwoną, koronkową bieliznę.
- To dla mnie? – zapytałem pomiędzy całusami
- No chyba nie dla mnie – odparła przyciągając mnie do siebie. Miała tylko jednego buta więc go jej ściągnąłem i też wyrzuciłem. Nachyliłem się nad nią masując jej udo i składając krótkie całusy od szyi, pomiędzy biustem, przez brzuch aż doszedłem do majtek. Ciśnienie w moich spodniach znacznie wzrosło. Poczułem szarpania przy spodnich. Jane odpinała mój pasek. W końcu się z nim uporała i zabrała się za spodnie. Również je rozpięła i przyciągnęła mnie do siebie. Zrzuciłem z moich bioder przeszkadzające i krępujące ruchy materiał. Blondynka błądziła dłońmi po moich plecach i brzuchu. Jedna jej dłoń dostała się pod moje bokserki i złapała za moje dorodne przyrodzenie. Jęknąłem cicho prosto w usta mojej sympatii, co jej dawało jeszcze większą satysfakcję. Zaczęła wykonywać powolne ruchy w prawo, w lewo, górę, dół. Już miałem się dobierać do jej stanika kiedy zabrzmiał dzwonek do drzwi.
- Harry idź otwórz – powiedziała odrywając się ode mnie
- Ale ja nie chce, ja chce ciebie – odparłem wbijając się w jej malinowe usta
- A jak to coś ważnego? Nie bój się nigdzie ci nie ucieknę, ani nie stracę ochoty na baraszkowanie z tobą – zaśmiała się i wyciągnęła swoją dłoń z moich bokserek
- No dobrze, pójdę – pocałowałem ją i schyliłem się po moje spodnie. Szybkim ruchem wsunąłem je na biodra i byle jak zapiąłem. Jeszcze raz pocałowałem moją dziewczynę i wyszedłem z pomieszczenia kierując się do drzwi. Wyjrzałem przez małą szybkę, aby zobaczyć kto to przyszedł w tak nieodpowiednim momencie. Otworzyłem drzwi.
- Hej, słuchaj masz ten taki film, jak on się nazywał? O „Stay Alive” – powiedział Lou
- Może byście przyszli do nas razem z Jane – zaproponował Zayn
- Po pierwsze : nie macie telefonów? Macie po 3 sztuki tak trudno zadzwonić? – zapytałem
- Chcieliśmy sobie zrobić spacerek, a coś ty taki poddenerwowany? – zapytał Li
- Bo przychodzicie w nie właściwym momencie – odparłem.
Kumple zlustrowali moje ciało, a ich wzrok zatrzymał się na wypukłości w miejscu mojego krocza. Byłem także trochę spocony, więc nie trudno było zgadnąć co to za nieodpowiednia chwila.
- Ołłłł nie odpowiednia chwila – powiedział Lou wyciągając swojego iPhona. Wycelował obiektywem we mnie i zaczął mi robić zdjęcia. Zaraz w jego ślady poszedł Zayn.
- Ej wam to się już kurwa do reszty nudzi? – zapytałem
- No i dlatego przyszliśmy do ciebie po film – odparł mulat patrząc w swój telefon
- Dobra, nie sądziłem, że kiedyś to do was powiem, ale w tej chwili wypierdalajcie. – powiedziałem, a ci wybuchli śmiechem
- Słyszałeś co on powiedział? – śmiał się Liam
- Dobra nara leszcze – sam się zaśmiałem i zamknąłem drzwi. Jeszcze chwile patrzyłem czy poszli. Na szczęście nic im więcej nie odwaliło i poszli sobie do domu. Głęboko odetchnąłem i wróciłem do kuchni. Blondynka leżała na blacie bawiąc się swoimi włosami.
- Już jestem – oznajmiłem i w paru krokach pokonałem dystans, który nas dzielił. Od razu wbiłem się w jej usta. Dziewczyna oplotła mój tułów nogami i mnie do siebie przyciskała. Ściągnąłem spodnie i znowu zacząłem ją całować. Obsypywałem pocałunkami jej słodką szyję i jednocześnie próbowałem odpiąć jej stanik. Po jakimś czasie mi się udało. Zsunąłem z niej jeszcze majtki, a z siebie bokserki i oboje byliśmy nadzy. Wspiąłem się na blat i znalazłem się nad moją dziewczyną. Ja i mój „Harry junior” nie mogliśmy już dłużej czekać. Rozszerzyłem zgrabne nogi Jane i w nią wszedłem. Postanowiłem trochę ją podenerwować, więc nic nie robiłem tylko się na niej położyłem. Niebieskooka spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Dlaczego nic nie robisz? – zapytała
- A tak nie możemy poleżeć? – odparłem
- No! Harry! Ja tu liczyłam na seks, a nie na leżenie z chujem w cipie! No! – sama starała się ruszać swoimi biodrami, ale pod moich ciężarem było to nie możliwe. Zaśmiałem się i podniosłem się na rękach. Zacząłem rytmicznie ruszać moimi biodrami. Sprawiało mi to ogromną przyjemność, jak i mojej dziewczynie. Oboje zaczęliśmy jęczeć w niebogłosy. Wbiłem swoje usta w jej i oboje wydawaliśmy z siebie dźwięki wprost do naszych ust. Oderwałem się od ust dziewczyny i przyśpieszyłem.W końcu czułem, że jestem już blisko, ona chyba też, ponieważ jej błękity zaszły mgłą. Wkrótce jej ciało wygięło się w łuk, a u mnie nastąpił wytrysk. Zmęczony wyszedłem z niej i położyłem się obok blondyny. Oboje głośno oddychaliśmy. Delektowaliśmy się tymi dźwiękami.
- To był nasz najlepszy seks – powiedziałem
- Też tak uważam – odparła – Kocham cię – delikatnie mnie pocałowała.
- Ja ciebie też – przytuliłem ją do siebie.
Leżeliśmy tak jeszcze trochę, gdy zauważyłem, że Jane powoli przysypia. Delikatnie ściągnąłem jej dłoń z mojego torsu i zszedłem z blatu. Dopiero teraz zobaczyłem jaki bałagan narobiliśmy. Wszędzie leżały ciuchy, buty i bielizna. Sukienka Jane wisiała na jednej z rączek od półki, a moja koszula wpadła do zlewu. Zaśmiałem się cicho i skierowałem wzrok na moją ukochaną. Tak ślicznie wyglądała jak spała. Nie wiedziałem, że z niej taka tygrysica. Delikatnie włożyłem ręce pod jej plecy i nogi. Dziewczyna otworzyła oczy.
- Co się stało? – zapytała
- Nic kochanie się nie stało, tylko pomyślałem, że wygodniej i cieplej będzie spać w naszym łóżku – odparłem kierując się z nią w stronę schodów. Jane wtuliła się we mnie. Wszedłem do naszej sypialni i położyłem ją delikatnie na łóżku i sam położyłem się obok niej. Blondwłosa miała otwarte oczy.
OCZAMI JANE
Harry wyniósł mnie na górę, ale mi jakoś się ode chciało spać.
- Nie jesteś już śpiąca? – zapytał brązowowłosy przeczesując moje włosy
- Nie, jakoś mi się ode chciało, wole sobie z tobą poleżeć – pocałowałam jego dłoń
- Jane, ja cię przepraszam – powiedział loczek
- Ale za co mnie przepraszasz? – zapytałam
- Za to, że kiedyś cię zdradziłem… Ja naprawdę nie wiem dlaczego to zrobiłem. A jak ty wtedy powiedziałaś, że z nami koniec to cały świat mi się zawalił. Nie wyobrażałem sobie życia bez ciebie. Gdybyś mi wtedy nie wybaczyła to ja nie wiem co by teraz ze mną było… Naprawdę nie wiem, jesteś dla mnie wszystkim, a wtedy jak pomyślałem o tym, że cię starciem na zawsze, że mogę cię już więcej nigdy nie zobaczyć… - rozpłakał się. Byłam trochę w szoku. Pierwszy raz widziałam jak mój chłopak płacze. Dla mnie też nie był to łatwy temat, tak samo jak dla niego. Przytuliłam go do siebie.
- Ciii – próbowałam go uspokoić
- Gdybyś ty mi wtedy nie wybaczyła… - zaczął więcej płakać
- Cii Harry nie płacz. Wybaczyłam ci, już jestem z tobą i będę na zawsze. Na dobre czy na złe – głaskałam go po włosach.
- Tak bardzo cię przepraszam – wtulił się we mnie
- Może i wtedy cię nie nawiedziłam, ale dalej cię kochałam. – podniosłam jego głowę, tak aby patrzył na mnie.
- Ja chciałem biec za tobą, ale ona mi nie pozwoliła. Wygoniłem ją z domu i chciałem biec za tobą, ale bałem się – po jego policzku popłynęła kolejna łza. Pocałowałam go w ten kawałek policzka, na którym znajdowała się ta łza jednocześnie zabierając ją.
- Zapomnij już o tym, teraz już wszystko jest dobrze. Jestem z tobą i zawsze będę – zapewniłam go.
Oboje wtuleni w siebie po pewnym czasie zasnęliśmy.
NASTĘPNEGO DNIA
Rano obudziły mnie promienie słoneczne, padające na moją twarz. Loczek jeszcze spał. Nachyliłam się nad nim i go pocałowałam. Poczułam przyjemne ciepło na moich nagich plecach.
- Dzień dobry – powiedziałam uśmiechając się
- Dzień dobry – odparł zaspanym głosem oddając całusa
-Co chcesz na śniadanie? – zapytałam
- Dzisiaj ja robię, ty robiłaś kolację.
- Taka mała kolacyjka, jeszcze trzeba będzie po niej pozmywać, bo wczoraj pewien przystojny i napalony facet mi przeszkodził – powiedziałam podnosząc się
- Ale ta pani nie zaprzeczała – zaśmiał się łobuzersko
- A co biedna miała zaprzeczać? Już nie mogła się wybronić – wstałam owijając się pościelą
- Sama prowokowała. – odparł.
Weszłam do łazienki z zamiarem wykąpania się.
Wyszłam z kabiny i okryłam się ręcznikiem. Dokładnie wysuszyłam moje ciało i rozczesałam włosy. Wyszłam z pomieszczenia i zabrałam bieliznę, spodenki, żółtą bokserkę i wróciłam do łazienki. Ubrałam się i wysuszyłam włosy. Zrobiłam lekki makijaż i byłam gotowa. Wyszłam z pomieszczenia.
- To co chcesz na to śniadanie? – zapytałam loczka
- Ja zaraz pójdę i zrobię – odparł wstając
- Tosty? Naleśniki? Płatki z mlekiem? Jajecznicę? Kanapki? – posypało się menu.
************************
Hej wam!! Wiem, ze długo czekałyście, ale no wreszcie sie doczekałyście! Po 3 miesiącach w końcu mam neta! Haha żegnaj średniowiecze;D No i ten mam nadzieje, że sie wam będzie podobało;D Dziś krótko i jeszcze raz bardzo was przepraszam;))
PS. przepraszam za literówki;)

czwartek, 21 lutego 2013

ROZDZIAŁ 55






Uderzałam rytmicznie palcami o kierownicę samochodu, patrząc na widok za przednią szybą. Mimo ogromnych chęci nie mogłam skupić się na jeździe. Ciągle myślałam o kobiecie, która pojawiła się w moich drzwiach. Czy to możliwe, żeby to naprawdę była moja rodzicielka? Dlaczego mój ojciec miałby kłamać w jej sprawie, przecież to niedorzeczne! Zapewne to oszustka, która myśli, ze wyciągnie pieniądze. Na świecie są miliony ludzi, którzy mają więcej niż ja na kontach, ale nie ona musiała niszczyć mój świat, który mimo wielu szczęśliwych chwil nie był różowy. Pozostawała jeszcze kwestia podobieństwa. Zbieg okoliczności? Czy to jest możliwe? Do mojej głowy napłynęła jedna myśl, którą postanowiłam skonsultować z ukochanym.
-Harry, jak myślisz, powinnam zadzwonić do tej kobiety?– zapytałam patrząc na niego uważnie, poczułam jak przyjemne ciepło owija moją dłoń.
-Wszystko zależy tylko i wyłącznie od Ciebie, myślę jednak, ze powinnaś spróbować, wtedy byłaś wściekła i zawładnęły Tobą emocje. – odpowiedział, patrząc na mnie uważnie i uśmiechając się lekko.
- Hm, może i masz rację, porozmawiamy o tym później, dobrze? Może pojedźmy do szpitala, zobaczyć co z Niallem? – postanowiłam zmienić temat, co Haz od razu zauważył i nie drążył niechcianego tematu.
- No to ruszaj! – powiedział z nadmiernym entuzjazmem i uśmiechną się szeroko, spojrzałam na niego jak na kompletnego idiotę.
- Och, umieram ze śmiechu od tych twoich sucharów Harry – odpowiedziałam, patrząc na niego unosząc jedną brew.
- Ale moje suchary wymiatają! – wykrzyknął udając oburzenie
- Ta, oczywiście! –pokręciłam głową z politowaniem.
- Jane, a może byś tak się teraz na prawo jazy zapisała, co ty na to? - zaproponował
- Ale, że jak teraz? Mógłbyś jaśniej?
- No, bo po co czekać, aż wyzdrowiejesz? Podstawy jazdy już umiesz, a reszta to tylko przepisy i znaki – odparł, gestykulując
- Czy ja wiem, liczba wypadków na Londyńskich drogach wzrośnie o połowę – zaśmiałam się, mój humor odrobinę się poprawił.
- No fakt – powiedział kiwając głową w niemym przerażeniu.
- Od teraz masz ksywę suchar! – zaśmiałam się, a znów okazał swoje „oburzenie”
- Suchar? Aż taki chudy jestem? A myślałem, że ostatnio mi się przytyło – odparł podciągając swoją białą bokserkę i macając swój umięśniony brzuch.
- Boże z kim ja żyję – powiedziałam z niedowierzaniem, kręcąc głową
- No ze mną kotku, ze mną – wyszczerzył bielutkie ząbki.
- Chodź, przebiorę się i jedziemy do tego szpitala – poczochrałam jego czuprynę
- Ej wiesz ile układałem te włosy?! – zapytał zbulwersowany
- Tak, wiem minutę, nawet tyle ci to nie zeszło – odparłam wysiadając z samochodu i kierując się w kierunku domu.
- To aż minuta. Minuta mojego życia stracona. – oznajmił, udając załamanie.
- Nie przesadzaj, policz czas kiedy siedzisz na tronie i wtedy stwierdź ile ci to życia wzięło – otworzyłam drzwi i weszłam do środka
- Ciii musisz mówić o tym tak głośno? – skradł się do domu udając Ninie.
Stałam w progu i patrzyłam na niego robiąc tak zwane „Face plam”, przyjemne ciepło rozlało się w okolicach brzucha gdy patrzyła na tego kompletnego idiotę, który pokazał to co tak bardzo kochałam, czyli prawdziwego Siebie.
- Na urodziny masz gwarantowany pobyt w psychiatryku, specjalnie od twojej kochającej dziewczyny! – odparłam wchodząc na schody, kierując się do naszej wspólnej sypialni.
- Ale tam są sympatyczni ludzie! – uśmiechnął się doganiając mnie i obejmując w pasie.
-To SA czubki, w sumie to wśród nich poczujesz się jak wśród swoich! – wyszczerzyłam się i otworzyłam drzwi do pomieszczenia.
- Oj tam, oj tam. – powiedział puszczając mnie i rzucając się na łóżko w brudnych butach, spojrzałam na niego krytycznie.
- Ej! Gdzie z tymi butami do łóżka?! Sam potem będziesz prał tą pościel! Nie, przepraszam sam będziesz w niej spał! – Mówiłam udając całkowicie oburzoną i grożąc mu palcem, z jedną ręką założoną na biodrach.
- Najwyżej wypiorę, ale serio, odmówisz Sobie tej przyjemności spania z taki boskim, cudownym, najzajebistszym ciachem na świecie?! – zapytał patrząc na mnie z powątpieniem.
Znowu pokręciłam głową ze zrezygnowaniem, następnie otworzyłam szafę i zastanawiałam się co na siebie włożyć. Zdecydowałam się na dżinsowe szorty, białą bokserkę i na to jasno – różową koszulę z rękawami ¾. Do tego zgrabne kremowe rzymianki. Włosy upięłam w niedbałego koka i poprawiając lekki makijaż byłam gotowa.
- Jedziemy czy będziesz spał niedźwiedziu? – zapytałam kładąc się obok niego i podpierając głowę na łokciu. Loczek otworzył jedno oko i spojrzał na mnie, po chwili zamkną je z powrotem i wrócił do poprzedniej pozycji. O nie tak nie będzie, pomyślałam, a następnie zaczęłam całować szyję zielonookiego. Nie doczekując żadnej reakcji, przyjrzałam mu się uważnie.
- Obraziłeś się? – zapytałam wracając do poprzedniej pozycji.
- Tak – odparł krótko, nie zmieniając pozycji.
- O co? – zapytałam, przytulając się do jego pleców, obrócił się w moją stronę, lecz nie odwzajemnił uścisku.
- Chciałaś oddać mnie do psychiatryka! – zrobił minę smutnego pieska.
- No ale sam powiedziałeś, że tam są sympatyczni ludzie! – powiedziałam całując go w skroń, uśmiechnęłam się czując ciepłe ręce na plecach. – Poza tym nie wytrzymałabym bez najzajebistszego faceta na świecie u mojego boku, wiesz?
- Och, wiem! Kocham Cię. – powiedział skradając jeden króciutki pocałunek. – Będziemy razem do końca, prawda?
- Do końca – potwierdziłam i wtuliłam się w niego mocniej
- No i takiej odpowiedzi się spodziewałem! – krzyknął uradowany, po czym zaczął mnie łaskotać.
- Nie! Harry! Aaaa! Hahaha bo się zesikam! Zesikam się! – krzyczałam śmiejąc się. Mimo moich krzyków protestu, brunet wcale się nie zraził. Starałam się jakoś bronić, ale byłam za słaba. Nagle przypomniałam Sobie, ze mój chłopak ma jeden szczególnym, wrażliwy punkt.
- Jane! To nie fair! Błagam cię przestań! – wiercił się po całym łóżku śmiejąc się.
- Och, Kochanie zemsta jest bardzo, ale to bardzo słodka! – odparłam złowieszczo siedząc na nim okrakiem, Hazza zaczął się śmiać wysokim głosem, przez co sama nie mogłam wytrzymać i wybuchnełam głośnym śmiechem.
- Śmiejesz się jak baba! – Powiedziałam, nie mogąc się kontrolować.
-To przez emocje – odparł wycierając łzę śmiechu. Chwyciłam go mocno za nadgarstki, po czym uniosłam je nad jego głowę, przyciskając do poduszki. Ułożyłam się na nim patrząc głęboko w tę głębie zieleni z fascynacją.
- Mam się bać? – zapytał uśmiechając się lekko – Masz minę jakbyś mnie chciała zgwałcić.
- Och, to nie moja wina, że mam tak cholernie seksownego narzeczonego. – odparłam, następnie nachyliłam się nad nim z zawadiackim uśmieszkiem pocałowałam go.
- Zresztą, Ciebie by nawet nie trzeba by było do tego namawiać. – puściłam jego nadgarstki, po czym
zsunęłam się z niego.
- No właśnie. – powiedział i znów pociągnął mnie na łóżko.
- Jedziemy do szpitala, nie zapominaj o tym – przypomniałam mu, przeczesując jego loki palcami.
- Wiem, i nie zapomniałem, ale to nie mój wina, że mam tak seksowną dziewczynę. – powtórzył moje słowa, następnie zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
- Sexi, nie sexi teraz nie ma czasu idziemy – zrzuciłam go z Siebie, czując palce majstrujące przy zapięciu mojego stanika.
- Ale wieczorem Ci nie odpuszczę! – powiedział przyciągając mnie do pocałunku.
-Pf, zobaczymy. A teraz chodź już erotomanie, bo już 11! – Pociągnęłam go za rękę, aby ruszy się z lóżka
- Malinka? Serio? – spojrzałam na niego, widząc czerwony punkcik znajdujący się mojej szyi, a odbijający się w gładkiej powierzchni lustra.
- Ty tak słodko wyglądasz jak malinka. – posłał mi promienny uśmiech. Nie umiałam się na niego gniewać, szczególnie gdy mówi takie komplementy.
- Codziennie mnie uwodzisz tymi słodkimi tekstami – zaśmiałam się dobywając pudru
- O to mi chodzi – objął mnie w pasie
- Przecież już jestem twoja – pokazałam mu pierścionek na dłoni
- Wiem – odparł, skladając drobne pocałunki na szyi, wywróciłam oczyma.
- No dobrze na serio kotku już musimy jechać. – powiedziałam ,mimo, ze miałam ogromną ochotę zamknąć się w tej sypialni z chłopakiem, przy którym cholernie miękną mi kolana i sprawić mu niezapomnianą przyjemność.
- No to chodź – powiedział, po czym wyszliśmy z pomieszczenia trzymając się za ręce.
Jechaliśmy w ciszy, która wcale nie była niekomfortowa, cieszyliśmy się swoją obecnością. Nie potrzebowaliśmy do tego zbędnych słów.
-Wiesz pomyślałem, że może jak Niall w końcu się wybudzi to pomyślelibyśmy o ślubie? – ni z tond ni z owąd wypalił loczek
- Na serio chcesz ślubu? – zapytałam, patrząc na niego uważnie
- A ty nie? – spojrzał na mnie z ledwo widocznym przerażeniem malującym się w zielonych szmaragdach.
- Ja oczywiście, że chce…
- To w czym problem? – zapytał studiując moją twarz
- Po prostu chcę, żebyś się zastanowił, więcej masz ze mną kłopotu… - spuściłam wzrok na moje dłonie, które w tym Momocie okazały się bardzo ciekawe
- Jane! Ale o czym ty mówisz? Na dobre i na złe, tak? W chorobie i zdrowiu! – odparł ruszając samochodem
- To jest przysięga małżeńska – przypomniałam sobie
- Wiem, ale tak tylko mówię - zarumienił się
- Harry ty się rumienisz – odparłam z uśmiechem
- Nie prawda, to od ciepła – speszył się lekko
- Nie musisz się tego przede mną wstydzić!- powiedziałam głaszcząc jego rękę znajdującą się na gałce od skrzyni biegów.
- Tak działasz na mnie. Po dwóch latach bycia ze sobą, ciągle się pilnuje, żeby nie powiedzieć przed tobą czegoś głupiego – jeszcze więcej się zarumienił
- Kochany jesteś – pocałowałam go w policzek.
Po pewnym czasie dojechaliśmy do celu, wyszliśmy z samochodu i trzymając się za ręce ruszyliśmy do środka ogromnego budynku. Szliśmy korytarzem, zatrzymując się przy grupce osób siedzących przed salą.
- Hej, jak tam nasz blondasek? – zapytałam zgromadzenie
- Lekarze widzą poprawę, za tydzień może trochę więcej lub mniej się obudzi – odparła uśmiechnięta Jessica, widać było jej szczęście, które wygładziło zmęczenie, które nagromadziło się przez ten cały czas.
- To świetnie! – ucieszyłam się i przytuliłam mocno dziewczynę.
- W końcu wszystko wróci do normy. – dodał radośnie Styles
- A jak tam twoja mama? Dzwoniłaś do niej? – zapytał Liam
- Nie, jeszcze nie przetrawiłam tego do końca, w ogóle nie wiem czy to prawda, a jeśli to oszustka? – odparłam siadając na plastikowym krześle i schowałam twarz w dłoniach.
- Bierzemy ślub – wypalił nagle Hazza, wdzięczna za zmianę tematu, ale także zaskoczona jego nagłym wystrzałem, spojrzałam na niego rozbawiona.
- Tak? To świetnie kiedy? – zaczęły napływać pytania.
- Jak tylko Nialler się obudzi – powiedziałam, zgodnie z prawdą – Wtedy zaczniemy wszystko planować.
- To świetne gratuluję – przytuliła mnie Lilly
- Dzięki – odparłam radośnie.
- Tylko jak na razie wiecie, nie mówicie nikomu, musimy poczekać, aż Horan się obudzi – powiedział Harry
- Macie to jak w banku – odparł Zayn.
Wszyscy zaczęli nas przytulać i gratulować. Nialler znów zaczął ruszać prawą ręką. Już coraz częściej robi sobie te „ćwiczenia” to dobry znak, że powoli wraca do nas.
- Niall słyszysz? Musisz się szybko obudzić, bo przegapisz wesele Jane i Harrego – zwróciła się do leżącego Jess, całując rękę chłopaka.
Wszyscy się zaśmiali się lekko. Harry powiedział, ze teraz wszystko wróci do normy ,ale żeby tak było musiałam postanowić jeszcze jedną rzecz.
- Zdecydowałam, że porozmawiam z Kristen – powiedziałam szybko.
- Bardzo dobrze, przynajmniej wszystko się niedługo wyjaśni. – odparł Louis z uśmiechem
Wyciągnęłam z kieszeni aparat, po czym wybrałam numer i z wyczekiwaniem słuchałam sygnału.
- Halo? – po chwili rozbrzmiał kobiecy głos.
- Dzień dobry, nazywam się Jane– powiedziałam niepewnie
- Och Jane, jak dobrze, że dzwonisz. Już myślałam, że mnie całkiem skreśliłaś – w jej głosie było słuchać ulgę
- Chciałabym się spotkać – odparłam szybko
- Dobrze, to o której? – zapytała
- Za pół godziny w Mc’cafe, odpowiada pani?
- Oczywiście, że tak. Więc do zobaczenia.
- Do zobaczenia – odparłam i się rozłączyłam.
- I jak? – zapytał Lou
- Muszę się z nią spotkać. Nie obrazicie się jak pójdę? – zapytałam
- Nie, no co ty – odparli
- Dzięki – posłałam im uśmiech
- Zawiozę cię – zaproponował Hazza
- Nie dzięki kochanie, wezmę taksówkę - odpowiedziałam zbierając się. – No to życzcie mi żebym tam nie wybuchła. Pa! – powiedziałam i wyszłam.
Złapałam taksówkę i pojechałam do wyznaczonego przeze mnie miejsca. Dotarcie tam zajęło mi około 15 minut.
N miejscu usiadłam przy dwuosobowym stoliku i zamówiłam cappuccino. Po jakichś 5 minutach w kawiarni pojawiła się Kristen.
- Cześć córciu, przepraszam, że się spóźniłam. Długo czekasz? – zapytała siadając naprzeciwko mnie, mimowolnie skrzywiłam się na to określenie.
- Nie spóźniła się pani, ja wcześniej przyjechałam. – odparłam – Przepraszam, ale nie chcę żeby pani się do mnie zwracała w ten sposób.
- Oczywiście, przepraszam. Po prostu strasznie się cieszę, że do mnie zadzwoniłaś – uśmiechnęła się, jak na mój gust trochę sztucznie. Po chwili przy stoliku zjawiła się kelnerka, przyjąwszy zamówienie odeszła, spojrzałam wyczekująco na kobietę, sama nie wiedząc co powiedzieć.
-Wiesz, bardzo się ucieszyłam kiedy zadzwoniłaś, powoli traciłam nadzieję . Sama nie wiem co bym zrobiła, w twojej sytuacji, na pewno nie przyjęłabym tego w spokoju. Wiesz ja i twój tata mamy wybuchowe charaktery.– zaśmiała się nerwowo.
-„Był” to słowo bardziej pasuje do taty. – odparłam, kryjąc przed kobietą swoje uczucia, co jak co ale była dla mnie nieznajomą, moje uczucia to tylko moja sprawa.
- No tak. Ja cały czas mam wrażenie jakby Janek ciągle siedział w tej firmie do późnego wieczora…
- Widywałaś się z nim? – zapytałam zdziwiona
- Tak. Chciałam wiedzieć co u mojej córeczki – powiedziała uśmiechając się zachęcająco.
- Poprosiłam o coś. Jeśli na prawdę jesteś tym za kogo się podajesz, to dlaczego mnie zostawiłaś, co? Skoro to byłam twoją „córeczką” – powiedziałam trochę za głośno, po chwili besztając sama Siebie za ten niekontrolowany wybuch.
- Już ci mówiłam. Wiedziałam, że będziesz załamana wiedząc, że szlajam się po świecie z innym mężczyzną niż twoim tatą, a to by cię bardziej bolało niż to, że sobie fruwam z aniołkami w niebie.
- Ależ oczywiście! Masz dzieci? –odpowiedziałam, upijając łyk napoju z filiżanki. Nie wiem czemu zadałam t pytanie, po prostu wyleciało ze mnie.
- Nie, nie mam. Wiesz to był brak stabilnego domu. Ciągle na walizkach. Dziecko nie zadomowiłoby się w jednym miejscu, a już byśmy musieli wyjeżdżać.
- Dlaczego przestałaś już podróżować?
- Nie przestałam, zrobiłam sobie przerwę jak na razie. Wynajęliśmy z Joshem mały domek na przedmieściach Londynu. – odparła z uśmiechem – A jak ci się układa z twoim chłopakiem?
- Narzeczonym. – odpowiedziałam krótko – Dobrze, zresztą sama to zapewne zauważyłaś.
- To dobry chłopiec, tylko uważaj na niego. Nie chcę, żeby cię zranił. – pogłaskała moją dłoń, którą natychmiast cofnęłam. – Piękny pierścionek.
- Dzięki. – odparłam gorzko. Starałam się być dla niej miła, ale to absurd. Po parunastu latach odezwał się w niej instynkt macierzyński? Jakoś w to nie wierzę.
- A może chciałabyś poznać Josha? – zapytała uśmiechając się, aż mi się od tej jej słodkości, która próbowała mi wcisnąć, niedobrze zrobiło.
- Mogę. – odparłam zwięźle
- On bardzo chce cię poznać. Wie, że jesteś wyjątkowa. – zachwycała się szatynka, ja wcale, a wcale jej entuzjazmu nie podzielałam
- Wolałabym spotkać się u nas, w domu, zaprosiłabym także moich przyjaciół – zaproponowałam
- O świetnie! Bardzo chcę poznać ludzi z którymi dzielisz tak dużo tajemnic – uśmiechnęła się.
- Jesteś na coś uczulona? Albo Josh? – zapytałam czystej grzeczności, wcale by mi się przykro nie zrobiło jakby co…
- Nie, nie jesteśmy – odparła uśmiechając się jeszcze szerzej, jeśli to w ogóle możliwe.
- Dobrze, muszę już iść. – wstałam, a kobieta poszła w moje ślady.
- No dobrze, to do zobaczenia – chciała mnie przytulić, ale odsunęłam się od niej.
- Do widzenia –Zostawiłam na stoliku parę funtów i Mie oglądając się za Siebie wyszłam.

Ta kobieta mnie przerażała. Uśmiechała się jakby jakaś nienormalna była. W ogóle jej nastawienie. Co ona myślała, że jak do niej zadzwoniłam to znaczy, ze rzucę jej się w ramiona i zacznę krzyczeć „ Mamusiu, tak tęskniłam!”, to chyba adresy pomyliła.
OCZAMI HARREGO
- Nie ciekawi was jak tam poszła rozmowa Jane z Kristen? – zapytałem, trochę zdenerwowany. Chciałem tam być, razem z dziewczyna i wspierać ją w tej chwili. Wiedziałem, ze są sprawy, z którymi musi uporać się sama, ale nie dzwoniła już od godziny, powoli zaczynałem odchodzić od zmysłów.
- Miejmy nadzieję, że jej tam nie zabiła na miejscu – odparł Lou, z lekkim rozbawieniem.
- Dobra trzeba rozprostować kości, chcecie coś z bufetu? – postanowiłem zmienić temat.
- Ja chcę marsa!
- Ja kanapkę!
- Ja sok marchwiowy.
- Ja banana.
-A ja mleko czekoladowe! – posypały się zamówienie, przez chwilę miałem problemy z zapamiętaniem, ale po paru sekundach byłem pewien, ze nie pomylę się przy zamówieniu.
- Ech, no dobra. – powiedziałem udając się w stronę bufetu.
Po powrocie rozdałem wszystkim zamówienia i usiadłem na swoim poprzednim miejscu. Po upływie ok. 2 godzin, nie mogłem wytrzymać i wybrałem numer blondynki,
- Halo? – po dłuższym oczekiwaniu usłyszałem jej głos, dzięki czemu odetchnąłem z ulgą.
- Jane, jak tam rozmowa? Mam nadzieję, że nie zabiłaś tej kobiety na miejscu – zaśmiałem się
- Nie no co ty. Skończyłam spotkanie z nią jakąś godzinę temu, ale spotkałam moją koleżankę z liceum i… - zaczęła mówić
- Tak, tak wiem korzystasz z wolności. No to ci nie przeszkadzam. Jak będziesz jechała do domu to daj znać, dobrze? – zapytałem
- Oczywiście kocie. Całusy przesyłam. Papa – powiedziała
- Papa – odparłem i rozłączyłem się chowając aparat.
- No na szczęście, nie będzie pogrzebu – zaśmiałem się, oznajmiając reszcie informacje.



4 GODZINY PÓŹNIEJ
Z nudów panujących w szpitalu, zaczęliśmy grać w mafię, mimo małej liczby osób, grało nam się całkiem dobrze. Do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka, szybko wyciągnąłem telefon i zobaczyłem na wyświetlacz.
- To Jane, poczekajcie chwilę – powiedziałem naciskając zieloną słuchawkę.
- Halo? – odezwałem się
- Hej kochanie, mam do Ciebie prośbę mógłbyś szybko przyjechać? – rozbrzmiał jej głos po drugiej stronie.
- coś się stało? – zaniepokoiłem się mocno.
- Po prostu przyjedź, dobrze? Czekam! – po chwili rozległ się sygnał oświadczający koniec rozmowy.
- muszę jechać do domu, później wam wytłumaczę! – krzyknąłem jeszcze i biegiem ruszyłem w strone wyjścia, a następnie szybko wsiadłem do samochodu i ruszyłem. Po drodze złamałem chyba wszystkie możliwe przepisy drogowe, ale nie za bardzo się tym przejmowałem. Dojeżdżając na miejsce, szybko wyskoczyłem z samochodu i wparowałem do domu.
- Jane? – zawołałem rozglądając się – Już jestem!
Bez odpowiedzi. Poszedłem w głąb mieszkania. W oczy rzucił mi się stół w jadalni, kótry była zastawiony. Zacząłem się zastanawiać co jest grane. Z kuchni wyszła Jane. Wyglądała ślicznie. Była ubrana w kwiecistą sukienkę. Blond loki swobodnie opadały jej na ramiona. Na mój widok szeroko się uśmiechnęła. W rękach trzymała duży talerz.
- w końcu jesteś. – powiedziała uśmiechając się lekko, podeszłą do stołu położyła na nim talerz i podeszła do mnie niepewnie, składając na moich ustach delikatny pocałunek.
- Zaraz, czyli mam rozumieć, ze nic się nie stało? – zapytałem, upewniając się.
- Oczywiście, ze nie. – dziewczyna znów się zaśmiała, ale tym razem to ja wpiłem się w jest jedwabne usta.