poniedziałek, 15 kwietnia 2013

EPILOG

NASTĘPNEGO DNIA
Jak to miałem z normą, rano pojechałem do Jane. Jeszcze wczoraj się umówiłem, że z po południu pojadę z Lou do Urzędu Stanu Cywilnego, żeby zobaczyć czy są jakieś wolne daty w najbliższym czasie, abyśmy mogli się pobrać.
Zapukałem lekko w uchylone drzwi.
- Cześć kwiatuszku – z uśmiechem wszedłem do pomieszczenia. Jane leżała podpięta do różnych aparatur. Była blada jak ściana i ewidentnie słaba.
- Cześć kocie – wymusiła na swych wargach uśmiech
- Co to jest? – zapytałem zaniepokojony wskazując na aparaturę
- A takie tam. Mówili, że to musi być – odparła z lekką chrypką
- Ale jak to musi być? Po co? – zapytałem, ale wiedziałem już jakiej się odpowiedzi spodziewać
- No, coś tam z sercem mam – odparła spokojnie. Zaczęła się przesuwać na drugi koniec łóżka. Ręką poklepała miejsce wolne zachęcając mnie, żebym położył się koło niej. Zrobiłem co chciała. Delikatnie się położyłem koło niej. Dziewczyna położyła zabandażowaną głowę na moim torsie, a swoją dłoń wplotła w moją.
- Harry… - zaczęła mówić
- Tak? – zapytałem masując jej dłoń
- Chciałabym, żebyś coś dla mnie zrobił.
- Dla ciebie wszystko – odparłem
- Chcę, żebyś sobie kogoś znalazł jak mnie już nie będzie… - zaczęła
- Nie… Dlaczego to robisz już drugi raz? Dlaczego się ze mną żegnasz? Wszystko będzie dobrze, za niedługo będziemy rodzicami, weźmiemy ślub i nasze życie będzie idealne – broniłem się. Nie chciałem, żeby ona coś takiego mówiła
- Wiesz, już rozumiem to, że ktoś czuję potrzebę pożegnania się… Harry sam widzisz, że nie jest za dobrze ze mną, więc proszę cie wysłuchaj co mam ci do powiedzenia. Jak już ci mówiłam, chcę, żebyś ułożył sobie życie na nowo jak mnie nie będzie. Nie chcę, żebyś był w żałobie. Wiem, że będziesz szczęśliwy. Znajdziesz sobie kogoś, ożenisz się i założysz rodzinę. Nie ważne czy to za rok, dwa czy za 10 lat. Ale też nie zapomnij o mnie. Wspomnij kiedyś o tej nieszczęsnej Jane, która bezgranicznie cię kochała. Obiecaj mi to – skończyła mówić i lekko odchyliła głowę, aby spojrzeć na mnie. Miałem łzy w oczach. Dziewczyna dokładnie lustrowała każdy kawałek mojej twarzy, ze skupieniem.
- Obiecuję ci.– powiedziałem i delikatnie ją pocałowałem - Zawsze będziesz w moim sercu.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Objąłem ją i razem tak leżeliśmy. Nie liczyłem czasu, po prostu chciałem być z nią jak najdłużej. Objąć ją i nigdy jej nie puszczać.
Nie wiem ile już tak leżeliśmy. Poczułem jak uścisk Jane zaczyna się rozluźniać. Aparatura koło niej zaczęła szybciej piszczeć.
- Jane – powiedziałem lekko potrząsając jej dłoń. Bez reakcji – Jane – powtórzyłem.
Do moich oczy zaczęły napływać łzy. Delikatnie wziąłem jej głowę i zsunąłem z mojego torsu na poduszkę. Wstałem. Dziewczyna miała zamknięte oczy.
- Jane, kotku obudź się – powiedziałem łamiący się głosem delikatnie potrząsając jej dłoń. Aparatura zaczęła wyć na całego. Do pomieszczenia wparowali lekarze i pielęgniarki. Odsunęli mnie od łóżka ukochanej.
- Róbcie coś ona musi żyć! – wykrzyczałem przez łzy – Jane! Obudź się! Nie zostawiaj mnie!
Płakałem. Nie wiedziałem co się dzieję. Chciałem, żeby to był sen. Żebym się obudził cały spocony, ale żeby koło mnie leżała Jane. Żeby się przebudziła, pocałowała mnie i zapewniła, że to tylko koszmar…
Poczułem jak ktoś chwyta mnie za rękę i wyprowadza z pomieszczenia. Był to Louis. Nie wiem skąd on się tutaj wziął, ale byłem mu wdzięczny, że jest. Mocno się wtuliłem w niego i zacząłem płakać.
- Louis… - wyszeptałem - Straciłem ich. Ich oboje! – płakałem jeszcze więcej .
Przyjaciel mocno mnie przytulał. Właśnie tego teraz mi trzeba. Po stracie najważniejszej osoby, potrzebowałem się w kogoś wtulić. Wypłakać. Przez moją głowę przedzierały mi się obrazy z moją kochaną blondyneczką w roli głównej. Kiedy uśmiechała się do mnie radośnie, a następnie całowała delikatnie. Gdy kręciłem się z nią w ramionach, a ona śmiała się głośno i piszczała razem ze mną. Łaskotki, które były na nią skuteczną bronią. Chwila gdy pierwszy raz spojrzałem w jej piękne oczy. Moment gdy zgodziła się zostać moją żoną. Nasz pierwszy raz i pocałunek. Jej uśmiech, który był zarezerwowany wyłącznie dla mnie. Chwila gdy pierwszy raz powiedziała „Kocham Cię”. Wszystkie magiczne chwile. Najpiękniejsze chwile w życiu. Z nią przy mym boku. Moją kochaną Jane. Nie umiałem się pozbierać, nie po jej… nie stop, po ICH śmierci. Jej i mojego kochanego dziecka, nawet nie znałem płci…
Dzień pogrzebu nadszedł zadziwiająco szybko, zbyt szybko. Łzy leciały po moim policzku, nawet nie starałem się ich powstrzymywać. Nic by to nie dało… Cmentarz pustoszał coraz bardziej, w końcu zostałem sam. Już nie musiałem kryć swojej słabości. Padłem na kolana przed pomnikiem, objąłem go rękoma , a łzy bezlitośnie spływały. Dałem upust emocjom… ten ostatni raz. Wstałem z klęczek i otarłem rękawem marynarki łzy. Delikatnie dotknąłem opuszkami palców pomnika. Obiecałem coś i obietnicy dotrzymam. Dla Ciebie. Dla mojej Jane.
***
Szedłem po zielonym trawniku, w kierunku jednego, konkretnego miejsca. Pomnika, jednej konkretnej osoby. Stałem tam i patrzyłem, po tylu latach, w końcu postanowiłem odwiedzić jej grób. Tak jak ostatnim razem dotknąłem opuszkami palców marmuru. Przyjrzałem się napisowi.
Jane i Darcy/Tom
Nowak - Styles
Zm. 5 listopad 2013 r.
„Wierzę, że zawsze będziecie przymnie. Kocham Was.”
Uśmiechnąłem się lekko i przykucnąłem przed nagrobkiem.
- Witaj Kochanie. W końcu raczyłem przyjść po siedmiu latach, co? – zaśmiałem się delikatnie. – Przepraszam, że tyle to trwało, ale wiedziałem, że jeśli będę tu przychodził, to trudniej będzie mi dotrzymać danej Ci obietnicy. Tak, dotrzymałem jej, chodź naprawdę ciężko mi było… Zrobiłem to. Dla Ciebie. Wiesz mam żonę, jesteśmy małżeństwem od trzech lat! Mamy córeczkę, ma dwa latka, jest taka malutka i podobna do Nathalii, tak właśnie nazywa się moja żona! Nie mieliśmy kłopotów z imieniem, Nathi zgodziła się bez wahania. Jane, tak ją nazwaliśmy. Malutka Jane. Po Tobie wiesz? Dotrzymałem obietnicy. Będę Cię kochać do końca. Zawsze będziesz moją pierwszą i największą miłością. Zawsze będziesz, kochanie.
Wstałem i położyłem pod nagrobkiem kwiat. Różę. Kwiat, który tak kochała. Pocałowałem delikatnie nagrobek i odwróciłem się w stronę drogi powrotnej gdy ujrzałem coś dziwnego. W cieniu ogromnego dęba stałą osoba. Tak podobna… Jane. Patrzyła na mnie z uśmiechem. Spojrzałem zjawie w oczy, wyrażały dumę i szczęście. Nagle jej usta zaczęły się ruszać. Czytałem z ruchu jej warg. „Dziękuję”. Zniknęła. Rozglądałem się. Nie było jej. Ale wiedziałem, że to nie koniec. To był początek, nowy początek z Nathalii i malutką Jane.

********************************************
Takk to już koniec... Przywiązałam sie do tego bloga, bo prowadzę go rok! Więc... cholera nie wiem co tu napisać. Jest mi cholernie szkoda, bo na serio kocham tego bloga i was! Wiem, że nieraz robiłam błędy ortograficzne, literówki, i że niektóre sceny wychodziły sztucznie, ponieważ nie umiałam sie w nich znaleźć, a wy mimowolnie czytaliście to i wiernie czekaliście na kolejne rozdziały;D Chciałam podziękować mojej ukochanej Angi za pomoc! Nieraz mi pomagała gdy np. miałam szlaban. Pomogła mi też w napisaniu tego epilogu, ponieważ ja sie rozryczałam i to wszystko wyglądało by jak by wyglądało bez niej;D Kończę to, ponieważ trochę za dużo jest już tych rozdziałów. Potem było by to jeszcze bardziej smętne. Cholera ryczę... Czuję jak bym zabijała jakąś cząstkę siebie, ponieważ Jane miała parę moich cech.
Nie wiem czy jeszcze będę pisała jakieś opowiadanie, czy wpadnie mi jakiś w miarę sensowny pomysł do głowy. Na pewno zrobię sobie trochę przerwę. Jeśli będzie nowe opowiadanie to Was poinformuję;D Tak szykowałam tą "przemowę" a mało co napisałam... No cóż jeszcze raz BARDZO Wam dziękuję za wszystko;)
PS: jeśli chcecie możecie do mnie pisać dalej na GG lub na Twitterze;)
Kocham Was!!!!!!!

sobota, 6 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 63

NASTĘPNEGO DNIA
OCZAMI ZAYNA
- Zayn! Wstawaj! Malik! Ruszaj tą dupe! Wstawaj!! – Usłyszałem wrzaski
- Pali się czy co… - podniosłem jedną powiekę i zobaczyłem Nialla stojącego nade mną
- Musisz mi pomóc! – ściągnął ze mnie kołdrę
- Niall masz 2 minuty, żeby uciec, albo 5, bo masz jeszcze szynę na nodze – odparłem zamykając oko i kładąc głowę z powrotem na poduszkę. Usłyszałem kuśtykanie blondyna. Na mojej twarzy wylądowało coś mokrego i lodowatego.
- Ja pierdole!! – rozdarłem się na całego podnosząc się do pozycji siedzącej – Pojebało cie?!
- Musisz mi pomóc. Mam nogę w gipsie – powiedział spokojnie
- To musisz mnie od razu lać lodowatą wodą? – podniosłem jedna brew
- Nawet ci kołdrę ściągnąłem, jak bym cie nie oblał to byś nie wstał.
- No dobrze, w czym mam ci pomóc? – zapytałem
- Podaj mi papier toaletowy z tej szafki w łazience ona jest tak wysoko – zaczął kuśtykać z kulą do wyjścia
- I tylko to? – zapytałem z niedowierzaniem
- No musze z potrzebą – krzyknął z korytarza – Więc może byś się trochę pośpieszył!
- Idę, idę – leniwie wstałem i poszedłem w ślady blondasa – Tak normalnie to bym cie zabił za taką błahostkę, ale stęskniłem się za tobą – przytuliłem go
- Już wam więcej nie zrobię takiego kawału, obiecuję – położył prawą ręke na sercu
- Trzymaj tą kulę, bo zaraz będziesz na ziemi leżał
- Oj tam, raczej siedział na kiblu - uśmiechnął sie
- No masz ten papier, bo zaraz się w gacie zesrasz – zaśmiałem się
- To ty byś je prał! – zawołał za mną
- Tsa, ja bym prał… - zaśmiałem się.
Poszedłem do swojego pokoju. Stwierdziłem, że na pewno już nie zasnę, więc postanowiłem zrobić jakieś śniadanie. Ubrałem jakieś dresy, jakąś koszulkę i zszedłem do kuchni.
OCZAMI HARREGO
Rano od razu pojechałem do Jane. Nie chciałem, żeby sama siedziała w tym szpitalu. Po drodze zahaczyłem o warzywniak, żeby jej jakieś owoce kupić. Teraz musi się zdrowo odżywiać. Wybrałem parę owoców które lubi i prosto skierowałem się do szpitala.
Wszedłem do budynku i od razu skierowałem się do sali, w której ona leżała. Lekko zapukałem o framugę drzwi mówiąc:
- Puk, puk. Można? – uśmiechałem się
- Hej kotku – na mój widok szeroko się uśmiechnęła, ale coś z nią było nie tak. Wyglądała inaczej niż wczoraj, gorzej.
- Jak się czujesz? – zapytałem podchodząc do niej i całując ją w czoło
- Nawet – blado się uśmiechnęła
- Tu masz owoce, ja zaraz wracam tylko lekarza zapytam, dobrze? – spojrzałem na nią
- No jasne – uśmiechnęła się.
Wyszedłem w pomieszczenia i skierowałem się do pokoju lekarzy.
- Dzień dobry panie doktorze – przywitałem się
- O dzień dobry Harry. –odparł
- Co się dzieję z Jane? Jakaś blada jest i słabo wygląda – powiedziałem zmartwiony
- Posłuchaj, jej serce jest trochę słabe. Ma jak na razie za duże obciążenie. Najpierw leki, potem operacja i dziecko. Ale dajemy leki wspomagające i wszystko za niedługo powinno wrócić do normy.
- Powinno? – zapytałem
- Tak, a jeśli dalej tak będzie, to będziemy musieli ją podpiąć do specjalnych urządzeń – odparł
- Dobrze – powiedziałem cicho i odszedłem. Wróciłem do Jane. Usiadłem przy niej i przyglądałem się jak zajada jabłko.
- I co ci lekarz powiedział? – zapytała z pełną buzią
- To chwilowe osłabienie, ale za nie długo wszystko wróci do normy – uśmiechnąłem się. Bałem się o nią. Bałem się, że o jednak coś poważniejszego będzie.
- Harry powoli trzeba zajmować się ślubem. Wiem, że to nie będzie ogromne i huczne wesele na 500 osób, ale jakiś obiad czy coś musi być – powiedziała
- No tak. A co z suknią ślubną dla ciebie? – zapytałem
- Nic, obojętna jaka będzie to będzie, ważne, że ty tam będziesz – promiennie się do mnie uśmiechnęła
- To obiadem ja się zajmę, dobrze?
- Jak chcesz, ale ja to muszę nadzorować – pogroziła mi palcem – O mój Boże! Harry musimy powiadomić twoją rodzinę!
- Spokojnie, jeszcze jest trochę czasu – uspokoiłem ją
- Ile? Miesiąc, dwa? To mało czasu…
- Dużo, dużo – zaśmiałem się.
Nagle usłyszałem pukanie za sobą. Odwróciłem w tamtą stronę głowę i zobaczyłem Kristen.
- Dzień dobry – powiedziała niepewnie
- Co ty tutaj robisz? – zapytała już zdenerwowana niebieskooka
- Zobaczyłam w telewizji, że jesteś w szpitalu… - odparła
- I co cie to obchodzi? Co? Znowu przyszłaś po moją kase?! – oburzyła się Jane
- Nie denerwuj się kochanie, pamiętasz? Nie możesz się denerwować – szepnąłem jej na ucho, aby ją uspokoić
- Pamiętam – odparła już troszkę spokojniejsza
- Ja z nią porozmawiam – wstałem i podszedłem do kobiety – Możemy porozmawiać na korytarzu?
- Oczywiście – zgodziła się.
- Jane nie może się teraz denerwować, więc wolałbym, żeby pani tutaj nie przychodziła – powiedziałem prosto z mostu
- Ale ja nie chcę jej denerwować. Wiem, że ją zraniłam, i że ona teraz nie chce mnie widzieć na oczy, ale ja jestem jej matką. Urodziłam ją i chciałabym wiedzieć co się w jej życiu dzieje.
- To gdzie pani była przez te wszystkie lata kiedy była jej pani najbardziej potrzebna? Teraz t ona sobie świetnie daję radę bez pani – powiedziałem
- Harry nie rób mi tego nie zabieraj mi mojej jedynej córki – miała łzy w oczach
- Przykro mi, ale to sama pani się przyczyniła do tego, że ona nie chce pani nazywać swoją matką.
- Ale ja wtedy nie byłam gotowa! Byłam za młoda na dziecko! Ona wysysała ze mnie życie! Moją młodość!
- To lepiej zabierz tą swoją młodość i już tu nie przychodź. Jane nie chce cię już widzieć. Dla niej już nie istniejesz. Żegnam. – powiedziałem i wyminąłem kobietę
- Jak możesz? Jeśli moja córka będzie przez ciebie cierpieć, to… - nie pozwoliłem jej dokończyć
- Jak na razie to więcej cierpiała przez ciebie – powiedziałem i wróciłem do Jane.
- Poszła sobie? – zapytała
- Tak. Już więcej tutaj nie przyjdzie – pocałowałem jej dłoń
- Po co ona tutaj przyszła?
- Nie ważne. Nie denerwuj się już.
************************
A oto rozdział 63;) OMG już 63! Te cyferki to lecą i lecą haha;) Mam nadzieję, że wam sie podoba;D No i to chyba tyle;D Pozdrawiam;P
TT: https://twitter.com/kinga_fuck_it

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 62 CZ.2

Szczotką do kibla – poruszył brwiami Lou
- Fuck zabierzcie go ode mnie! – loczek wstał i zaczął uciekać do mojej łazienki
- Ej weźcie się ogarnijcie, pośród nas jest fanka – powiedziałem spoglądając na brunetkę, która się śmiała
- Znalazł się kulturalny – prychnął Malik
2 GODZINY PÓŹNIEJ
OCZAMI ZAYNA
- No to widzimy się później? – zapytałem pozostałych
- U Jane? – zapytał Liam
- No to jak będziecie jechać to dajcie znać. Idę teraz do Lilly – powiedziałem i ruszyłem w stronę domu mojej dziewczyny. Kiedy byłem już niedaleko wyjąłem telefon i do niej zadzwoniłem.
- No kochanie ja już jestem koło twojego domu, wychodzisz? – zapytałem
- Zayn wejdź do środka, bo ja teraz jestem pod prysznicem.
- Poczekam na zewnątrz – odparłem
- No wejdź. Nie musisz się bać mojej mamy!
- Ale wiesz jakie mam z nią układy… - burknąłem
-Wiem! Ale jest też tata on cie lubi no chodź i nie marudź – powiedziała rozłączając się
- Ta nie marudź – powiedziałem sam do siebie.
Wszedłem przez furtkę i stanąłem przed drzwiami. Nacisnąłem na dzwonek i czekałem, aż ktoś mi otworzy. W końcu drzwi się uchyliły i zobaczyłem tatę Lil.
- Dzień dobry panu – przywitałem się
- O Zayn. Dzień dobry, dzień dobry. Wejdź nie stój tak w progu – wpuścił mnie do środka – Lilly się jeszcze kąpie.
- Tak wiem, mówiła mi – uśmiechnąłem się
- Może się czegoś napijesz? – zaproponował
- Nie dziękuję.
- A gdzie się dzisiaj wybieracie z Lilly? – zapytała mama mojej dziewczyny. Jakoś nie darzyłem ją sympatią, jak i ona mnie. Uważała, że jak jestem „sławny” to mogę tylko się pobawić Lil i ją rzucić.
- Do Jane odwiedzimy ja w szpitalu– odparłem grzecznie.
Atmosfera była mega dziwna. Stałem tylko i się modliłem, żeby Lil jak najszybciej zeszła po tych schodach mówiąc. –„Już jestem gotowa, możemy iść”.
Stałem tak w salonie i oglądałem zdjęcia powieszone na ścianie. Były ciekawe. Z dzieciństwa Lilly. No dobra zawsze je oglądam kiedy na nią czekam.
Nagle usłyszałem kroki na schodach. Po chwili moim oczom ukazała się ona. Moja piękność, którą bóstwiłem.
- Długo czekałeś? – zapytała podchodząc do mnie
- Nie, tylko chwileczkę – posłałem jej promienny uśmiech
- No to my już idziemy, nie wiem kiedy wrócę. Pa!
- Do widzenia państwu – grzecznie się pożegnałem i wyszliśmy razem na zewnątrz. Gdy tylko zniknęliśmy za rogiem ulicy przyciągnąłem rudowłosą do siebie i ją namiętnie pocałowałem.
- Stęskniłem się za tobą – powiedziałem
- Ja za tobą bardziej – zaśmiała się
- I jak ci poszedł casting? – zapytałem
- Średnio. Nie wiem czy się dostanę, było tam wiele doświadczonych modelek nie to co ja.
- Dla mnie i tak jesteś najlepsza – pocałowałem ją – To gdzie idziemy? Do Jane?
- No jasne, gdzie masz samochód? – zaczęła się rozglądać
- Nie chciało mi się jechać i chłopaki mnie podrzucili, może zadzwonię po taksówkę? – zaproponowałem
- Mi tam obojętne – posłała mi piękny uśmiech.
Zamówiłem taksówkę i razem z rudowłosą czekaliśmy, aż pojazd przyjedzie. W między czasie postanowiłem wypalić sobie papierosa. Sięgnąłem do kieszeni spodni i wyciągnąłem paczkę moich ulubionych szlugów. Wyciągnąłem też zapalniczkę i odpaliłem jednego papierosa. Zaciągnąłem się i wypuściłem dym z płuc.
- Zayn! Obiecałeś, że rzucisz! – zwróciła mi uwagę Lil
- Kochanie wiesz jakie to trudne, to jest nałóg – odparłem
- W dupie mam ten nałóg! Masz nie palić i koniec! – wręcz wyrwała mi papierosa z ust rzuciła na ziemie i wściekła podeptała.
– Zmarnowałaś całego papierosa! To marnotrawstwo! – oburzyłem się
- Paczka – powiedziała groźnie wyciągając dłoń
- Nie dam ci jej – broniłem się. Dziewczyna spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem.
- Liczę do trzech. Raz, dwa… - oddałem jej paczkę. Nie chciałem ryzykować jej furii.
- I jeszcze raz cie zobaczę z papierosem, a będzie z tobą źle – pogroziła mi palcem wyrzucając paczkę do kosza.
- A co mi zrobisz, zgwałcisz? – poruszyłem brwiami
- To będzie jedna z łagodniejszych kar – odparła
- Ooo już się boję – zaśmiałem się. W tym czasie podjechała taksówka. Wsiedliśmy i pojechaliśmy pod szpital, w którym była Jane. Zapłaciłem za taksówkę i razem z dziewczyna weszliśmy do środka budynku.
OCZAMI LOUISA
Wróciłem od Nialla i położyłem się na kanapie. Ostatnie dni były bardzo wykańczające. Zamknąłem oczy i tak sobie leżałem , kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Leniwie podniosłem się i poszełem je otworzyć. Przed nimi stała Eleanor.
- Hej marcheweczko – przywitała się i mnie pocałowała
- Hej – posłałem jej uśmiech i wpuściłem do środka.
- Lou ja cię chciałam przeprosić. Wiem, że przez ostatni czas byłam nie do zniesienia, ale ta cała sytuacja… Ja się po prostu o niego martwiłam – powiedziała
- Stęskniłem się za tobą. To oczywiste, że to była przygnębiająca sytuacja dla wszystkich i każdy odbierał to inaczej. – przytuliłem ją.
OCZAMI JANE
Byłam w szpitalu i czytałam książkę, kiedy do pomieszczenia wszedł Harry. Na jego widok od razu na moich ustach pojawił się uśmiech.
- Cześć kochanie – przywitał się. Prawą rękę miał schowaną za plecami.
- Cześć kocie, coś ci się stało w rękę? Rozciąłeś sobie czy coś? – zapytałam zmartwiona
- Nie, nic mi się nie stało, po prostu pomyślałem, że przyniosę ci taki kwiatuszek – wyciągnął zza pleców piękną czerwoną róże – To dla ciebie.
- Dziękuję ci jest przepiękna – pocałowałam go – A z jakiej to okazji? – zapytałam
- Bez okazji, po prostu chciałem dać mały podarunek mojej ukochanej. – uśmiechnął się do mnie
- Piękna ta róża – powąchałam roślinę
- Ale nie tak piękna jak ty. Daj wstawię ją do wody – powiedział zabierając kwiatek. Wziął szklankę, która stała koło łóżka i nalał do niej wody, a następnie wsadził do niej róże.
- Harry, a co jak ono jednak będzie chore? Jak te leki jednak zrobiły swoje i… - przerwałam chowając twarz w dłoniach
- Ej mała damy rade – dziwnie to z jego ust zabrzmiało. Chciał być przekonujący, ale wyszła mieszanka niepewności i strachu.
Siedziałam tak jeszcze chwilę i doszłam do wniosku, że nie mogę się załamywać. Dla tego dziecka będę silna. Pokaże, mu, że nie można się w życiu tak poddawać.
- Harry chyba musimy pomyśleć o imionach – otarłam pojedynczą łzę, która mi spłynęła po policzku.
- To oczywiste, że dziewczynka będzie Darcy – powiedział
- Darcy? Nie podoba mi się… - zaczęłam marudzić.
- Moja córka będzie miała na imię Darcy – strzelił focha
- Ale mi się to imię nie podoba! – oburzyłam się
- To będzie córeczka tatusia, więc będzie miała na imię Darcy.
- A jak będzie syn? – zapytałam
- To będzie… to będzie… to będzie Louis! – zawołał radośnie
- Louis Styles? Nie pasuje – stwierdziłam
- Oj nic ci nie pasuję, to słucham twojej propozycji – skrzyżował ręce na piersi
- Więc to będzie Tom Styles – powiedziałam
- Tom? Dlaczego Tom?
- Bo to będzie synek mamusi – wystawiłam mu język.
- Synek mamusi, synek mamusi – zaczął mnie przedrzeźniać
- Dziecko z przedszkola się urwało!
- Ja jestem z przedszkola?! – oburzył się
- Tak ty! – wykrzyczałam i uderzyłam go poduszką. Hazza przechylił się do tyłu i spadł z krzesła. Zaczęłam się śmiać na całego.
- Trzeba było ze mną nie zadzierać! – zaśmiałam się. Lokowaty spojrzał na mnie spod byka.
- A co ze ślubem? – zapytał
- Dziecko nie może być nieślubne – przyznałam.
- Cichy ślub w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół? – zapytał.
- Tak. – zgodziłam się.
****************
Podoba sie? Przepraszam miał być wcześniej, ale kuzynka mnie odwiedziła, która o tym blogu nie wie i no nie miałam jak dodać;D Dziękuje wam za te miłe życzenia, które mi złożyłyście pod postem z rocznicą<3 Dziś krótko i na temat;D Kocham was;)
tt: https://twitter.com/kinga_fuck_it